Ogromny napływ uchodźców ze wschodu już widać w wynikach sprzedaży, a to dopiero początek. Po wzroście w żywności na ożywienie liczą także placówki gastronomiczne czy sklepy odzieżowe - pisze piątkowa "Rzeczpospolita".
Gazeta przypomina, że "do Polski w kilka tygodni przyjechało już ok. 2,4 mln Ukraińców, co od razu znalazło odbicie w sprzedaży, zwłaszcza podstawowych produktów spożywczych, masowo wysyłanych również w transportach humanitarnych na tereny objęte wojną.
W dłuższej perspektywie tak wielki napływ osób będzie miał przełożenie na cały sektor handlowy, który już się na taki scenariusz szykuje.
"Jeśli przyjąć stawkę dzienną na podstawowe utrzymanie na poziomie ok. kilkudziesięciu złotych, oznacza to wzrost przychodów o ok. 2-3 mld zł miesięcznie. Do tego pewnie drugie tyle na różnego rodzaju inne produkty: odzież, obuwie, kosmetyki, w tym też, choć w znacznie mniejszym stopniu, dobra trwałe" - mówi "Rz" prof. Robert Kozielski z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.
"Warunkiem przełożenia się tego zjawiska na trend wzrostowy w handlu detalicznym jest dysponowanie odpowiednimi środkami finansowymi. Będą pochodziły z kilku źródeł: środki przekazywane z budżetu, organizacji pozarządowych, środków własnych tych osób oraz wreszcie pracy zarobkowej" - dodaje.
Według dziennika, "sklepy już się szykują na napływ nowych klientów, w ogromnej części nieznających nawet języka".
"Po pierwszym szoku migranci zaczynają próbować normalnie żyć - zarabiać, a także wydawać pieniądze - na początku są to głównie podstawowe produkty, ale wraz z osiedlaniem się będzie następował też wzrost popytu na dobra trwałego użytku" - mówi Jolanta Tkaczyk z Katedry Marketingu Akademii Leona Koźmińskiego.