Tysiące paryskich licealistów wyszło na ulice, by zaprotestować przeciwko wydaleniu z Francji pochodzącej z Kosowa Romki. 15-letnia uczennica wraz z rodziną musiała wrócić do kraju po przegraniu batalii o uzyskanie azylu nad Sekwaną.
Sprawa, w którą zaangażował się sam premier Jean-Marc Ayrault, wywołała oburzenie wśród imigrantów, ale i części Francuzów. Uważają oni, że policja posunęła się za daleko, zatrzymując nastolatkę Leonardę Dibrani przy kolegach z klasy i upokarzając ją publicznie.
Sprawa rodziny Dibranich rozpoczęła się w chwili, gdy francuskie MSW odrzuciło ich wniosek o azyl, co wiązało się automatycznie z opuszczeniem terytorium Francji.
Według resortu rodzina wielokrotnie odmawiała wyjazdu z Francji, toteż policja zatrzymała ojca Leonardy i 8 października wydaliła go do Kosowa. Nazajutrz zatrzymała matkę i pięcioro jej rodzeństwa, oprócz samej 15-latki, która była wtedy z klasą na szkolnej wycieczce. Dziewczynka została zatrzymana tego samego dnia przez policję w autobusie na oczach kolegów.
Jej nauczyciele są "zszokowani metodami, które stosuje się przy odsyłaniu dzieci romskich, niemówiących w rodzimym języku, do kraju pochodzenia, którego nie znają".
W środę premier Ayrault powiedział w Zgromadzeniu Narodowym, że "jeśli w sprawie Dibranich popełniono błąd, to nakaz opuszczenia terytorium Francji zostanie anulowany, rodzina ta powróci do Francji, a ich sytuacja został ponownie rozpatrzona zgodnie z naszym prawem, naszymi praktykami i wartościami".
Jak sprecyzował, w sprawie okoliczności przesłuchania 15-latki zostało wszczęte postępowanie administracyjne, którego wyniki powinny być znane niebawem.
Mój dom jest we Francji - powiedziała Leonarda agencji AP w wywiadzie przeprowadzonym w Kosowie.Tutaj nie znam nikogo, nie znam miejscowego języka. Chcę tylko wrócić do Francji i zapomnieć o wszystkim, co się stało - dodała. BBC podaje, że w rozmowie z jedną z francuskich rozgłośni wyznała, że w Kosowie odmówiono jej możliwości nauki, dlatego chce wrócić do Francji i skończyć szkołę.
Obecnie cała rodzina Dibranich przebywa w Kosovskiej Mitrovicy na północy Kosowa.
Agencje podkreślają, że sprawa Dibranich jest niezręczna dla rządu socjalisty Francois Hollande'a, który chciał się zdystansować od swego konserwatywnego poprzednika Nicolasa Sarkozy'ego, znanego z restrykcyjnych przepisów imigracyjnych. Krytycy oskarżają Hollande'a, że idzie w ślad za Sarkozym w polityce wobec Romów.
We wrześniu minister spraw wewnętrznych Manuel Valls oświadczył, że styl życia Romów jest niezgodny ze stylem życia Francuzów. Jego wypowiedź była szeroko krytykowana zarówno przez działaczy broniących praw człowieka, jak i członków jego własnej partii.
(mpw)