Prezydent Turcji zapowiada, że latem ruszą prace przy budowie Kanału Stambulskiego. Wkrótce ma być rozpisany przetarg. Nowe, równoległe do Bosforu przejście na Morze Czarne, ma dać Turcji nową silną kartę w międzynarodowej grze.
Droga równoległa do Bosforu ma być gotowa za pięć lat i kosztować ponad 9 mld dolarów. Kanał ma mieć 45 km długości. Będzie nim mogło przepływać codziennie z Morza Czarnego na Morze Marmara i w odwrotnym kierunku prawie 200 statków.
Kanał ma odciążyć Bosfor, gdzie statki muszą czasem czekać na swoją kolej oraz uwolnić od intensywnego ruchu morskiego leżący nad cieśniną Stambuł, w którym mieszka o połowę więcej ludzi niż w Paryżu czy Londynie. Jak podaje agencja Anatolia, prezydent Turcji nazwał już budowę "największym i najbardziej strategicznym w naszym państwie projektem związanym z infrastrukturą". Podkreślił, że przyczyni się on do rozbudowy jednego z najważniejszych handlowych szlaków morskich świata.
Według znawców, najważniejszym celem budowy jest raczej zwiększenie znaczenia i możliwości Turcji, dzięki obejściu międzynarodowej umowy, która limituje możliwości decydowania przez Ankarę, jakie okręty wojenne wpuszcza lub wypuszcza z Morza Czarnego.
Przedwczoraj aresztowano dziesięciu byłych tureckich admirałów, którzy opublikowali list w sprawie kanału. Argumentują w nim, że budowa przekopu łączącego Morze Czarne z Morzem Marmara i dalej Śródziemnym przyczyni się do militaryzacji tego pierwszego.
Chodzi o to, że ruch okrętów wojennych przez Bosfor reguluje konwencja międzynarodowa z Montreaux z 1936 roku. Prezydent Recep Tayyip Erdogan już zapowiedział, że nowy kanał nie będzie podlegać temu reżimowi i będą mogły przepływać nim takie okręty, jakie Turcja uzna za stosowne.
To kolejny wielki projekt, firmowany przez prezydenta Turcji Recepa Erdogana. Część okazała się nietrafiona, ale chętnie z finansową pomocą przychodzą w takich wypadkach Chińczycy.