Wojska tureckie odparły atak separatystów kurdyjskich na pozycje armii niedaleko granicy z Irakiem. Prezydent Turcji Abdullah Gul oświadczył, że Turcja "podejmie konieczne kroki", by zlikwidować zagrożenie ze strony Kurdów korzystających z baz w Iraku. Rano z lotniska w Dijarbakir wystartowała eskadra tureckich samolotów F-16 i skierowała się w kierunku pogranicza.
Turecka cierpliwość wyczerpuje się i kraj nie będzie dłużej już tolerować ataków kurdyjskich, podejmowanych z ziem północnoirackich - podkreślił Gul.
40 kurdyjskich bojowników zaatakowało tureckich żołnierzy wczoraj wieczorem w górskim rejonie prowincji Hakkari, tuż przy granicy z Irakiem. Po zaciętej wymianie ognia Kurdowie wycofali się. Tureckie źródła podały, że napastnicy zbiegli za granicę, na terytorium północnego Iraku, zabierając ciała zabitych.
Ataki na tureckich żołnierzy nastąpiły w momencie, gdy w Ankarze dyskutowana jest kwestia obecności Turcji w północnym Iraku. Debacie towarzyszy coraz wyraźniejsze wzmacnianie sił tureckich w pogranicznej strefie.
Ankara zagroziła wprowadzeniem sankcji gospodarczych, by zmusić władze Iraku do współpracy w kwestii kurdyjskich separatystów. Turcja dostarcza energię elektryczną miastom w północnym Iraku, uczestniczy też w różnego rodzaju projektach związanych z odbudową tego kraju, w tym w budowie dróg. Większość żywności, znajdującej się na rynkach miast na północy Iraku pochodzi z Turcji.
Przeciwko ewentualnej interwencji armii tureckiej w północnym Iraku wypowiadają się zarówno Stany Zjednoczone jak i Unia Europejska.