Coraz więcej wiemy o tsunami, które powstało w Nowy Rok na skutek trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,5 w Japonii. Okazało się, że trzymetrowa fala uderzyła w Elektrownię Jądrową Shika. Nie odnotowano jednak żadnych szkód.
W Nowy Rok japoński półwysep Noto został nawiedzony przez bardzo silne trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,5. Z najnowszych informacji, przekazanych przez japońskie władze, wynika, że zginęły 203 osoby, 665 zostało rannych, a 68 nadal jest uznawanych za zaginione.
Trzęsienie ziemi - choć jego epicentrum znajdowało się na lądzie - wygenerowało tsunami. Najwyższa fala, którą zarejestrowano w mieście Shika, miała 5,1 m wysokości; w innym miejscu miała ona 4,2 m, co wykazało badanie terenowe przeprowadzone przez japońskich naukowców w tamtejszym porcie. Tak wysoka fala pozostawiła po sobie ślady na ścianie jednego z portowych magazynów.
Doniesienia z portu pokrywają się z danymi uzyskanymi ze stacji pływów zainstalowanej na terenie Elektrowni Jądrowej Shika. W odstępie 15 minut zarejestrowano tam wzrost poziomu wody o 3 metry.
Według operatora siłowni - firmy Hokuriku Electic Power - nie spowodowało to jednak żadnych szkód. Wszystko dlatego, że elektrownia została zbudowana 11 metrów powyżej poziomu morza i chroni ją dodatkowo wysoki na 4 m mur.
Okazuje się również, że tsunami zalało obszar o powierzchni 100 hektarów. Gubernator prefektury Ishikawa, która została najmocniej dotknięta kataklizmem, poinformował, że woda wdarła się maksymalnie 100 metrów w głąb lądu.
Tsunami do japońskiego wybrzeża dotarło w mniej niż minutę (tak było np. w mieście Suzu), zatem czasu na reakcję było ekstremalnie mało. Z relacji japońskich mediów wynika, że 3-metrowa fala porwała kilka domów w głąb lądu i wyrzuciła na brzeg wiele łodzi rybackich.
Noworoczne trzęsienie ziemi i tsunami ożywiło w Japonii wspomnienia z marca 2011 roku, kiedy to tsunami poważnie uszkodziło Elektrownię Jądrową Fukushima w północno-wschodniej części kraju, powodując stopienie się rdzeni trzech reaktorów.