Manifestanci w Hongkongu zebrali się przed konsulatem USA. Domagali się pomocy od Waszyngtonu dla Hongkongu. Potem antyrządowa demonstracja przeniosła się do dzielnicy z luksusowymi sklepami, Causeway Bay. Tam Hongkońska policja użyła w gazu łzawiącego wobec uczestników manifestacji.
Protestujący początkowo zgromadzili się w parku, a potem setki tysięcy ludzi skierowały się pod amerykański konsulat. W tłumie widać było powiewające amerykańskie flagi, niektórzy śpiewali hymn USA, prosili Waszyngton o "uwolnienie" Hongkongu od Chin; na transparentach widniały hasła apelujące o pomoc: "Prezydencie Trump, prosimy, ocal Hongkong" albo "Uczyńmy Hongkong znów wielkim" - w nawiązaniu do wyborczego hasła obecnego prezydenta USA Donalda Trumpa.
Demonstranci chcą m.in., by Waszyngton wywarł presję na Pekin, co miałoby pomóc w ochronie wolności Hongkongu. Protestujący wzywali, by Kongres USA przyjął ustawę o prawach człowieka i demokracji w Hongkongu (Hong Kong Human Rights and Democracy Act), wymierzoną m.in. w osoby odpowiedzialne za ograniczanie autonomii tego specjalnego regionu ChRL.
Jak zazwyczaj w trakcie trwających od 14 tygodni protestów, w ciągu dnia manifestacja przebiegała pokojowo, a wieczorem wybuchły starcia między policją a demonstrantami. Według agencji AP policja zatrzymała kilka osób, a protestujący zaczęli wybijać szyby i blokować ulice; płonęły barykady, doszło do aktów wandalizmu w metrze. Policja użyła gazu łzawiącego, by rozproszyć manifestację.
Protestujący nie przerywają masowych manifestacji, choć w środę szefowa władz Hongkongu Carrie Lam ogłosiła, że wycofa kontrowersyjny projekt nowelizacji przepisów ekstradycyjnych, który miał umożliwić m.in. ekstradycję podejrzanych do Chin kontynentalnych.
Mieszkańcy Hongkongu - specjalnego regionu autonomicznego Chin - protestują od czerwca. Protestom towarzyszyła też fala aresztowań. Początkowo manifestujący domagali się wycofania propozycji nowelizacji przepisów ekstradycyjnych, a później także powołania niezależnej komisji śledczej w sprawie działań rządu i policji, uwolnienia wszystkich osób zatrzymanych w związku z demonstracjami, wycofania wobec nich określenia "zamieszki" oraz demokratycznych wyborów władz Hongkongu.
Lam nie przychyliła się jednak do pozostałych czterech postulatów, a - zdaniem protestujących - do wycofania projektu nowelizacji doszło zbyt późno.
Zaproponowana przez rząd nowelizacja umożliwiłaby ekstradycję z Hongkongu do krajów i regionów, z którymi nie ma on obecnie umowy ekstradycyjnej, w tym do Chin kontynentalnych. Kontrowersje związane są z brakiem zaufania do wymiaru sprawiedliwości w Chinach kontynentalnych. Wielu obawia się również, że Pekin może wykorzystywać przepisy, by ścigać w Hongkongu dysydentów i krytyków absolutnej władzy Komunistycznej Partii Chin.