W języku rosyjskim, którym wciąż posługuje się spora część głównie starszych ludzi w Gruzji słowo "położenie" oznacza sytuację. Dwuznaczność jego brzmienia w naszym języku jest trafna dla opisu obecnego stanu państwa ze stolicą w Tbilisi. Gruzja znalazła się w trudnej sytuacji, po tym, jak rząd partii Gruzińskie Marzenie zawiesił rozmowy z Brukselą. Jednocześnie łatwe nie jest, z geopolitycznego punktu widzenia, położenie geograficzne Gruzinów. Część tamtejszego społeczeństwa wie, że za górami czai się "wielki niedźwiedź", którego zaczyna się obawiać - analizuje reporter RMF FM Mateusz Chłystun, który z bliska obserwował sytuację w Gruzji.

REKLAMA

Sąsiedztwo z Rosją i Czeczenią budzi po pierwsze obawy o ich ewentualną, skomasowaną interwencję w przypadku, jeśli rząd będzie bratał się z Kremlem i nie poradzi sobie z przybierającym na sile społecznym zrywem. Dlatego dla tak wielu ludzi ważne są sojusze z Zachodem, na którego wsparcie liczą wobec rosnącego napięcia. Spora część ludzi chce też jednak wybrać drogę środka. Jak mówią - Rosja to owszem wróg, ale i wstąpienie do europejskiej wspólnoty nie nastąpi szybko.

Interesy z rosyjskim sąsiadem i pieniądze, które Rosjanie zostawiają w Gruzji, mają duże znaczenie dla jej gospodarki. Dylemat części Gruzinów polega więc na tym, jak z wrogiem żyć dobrze, ale zachować przy tym niezależność.

Z drugiej zaś strony na ulicy widać dużą niechęć wobec Rosji. Język Puszkina jeszcze do niedawna nie budził żadnych kontrowersji. Po niedawnej decyzji rządu o zawieszeniu rozmów ws. członkostwa Gruzji w Unii Europejskiej sam byłem świadkiem, kiedy młody człowiek zwrócił się po rosyjsku do kasjerki w markecie w Tbilisi, a w odpowiedzi w języku angielskim usłyszał, że ekspedientka zna wyłącznie gruziński i angielski.

Inna odsłona tej sprawy jest też taka, że po tym, jak Putin rozpoczął inwazję na Ukrainę, wielu młodych i bogatych z domu Rosjan wyjechało do Gruzji w obawie przed mobilizacją. Ich obnoszenie się z zasobnością portfeli po prostu zwyczajnie irytuje wielu mieszkańców tego kraju. Co więc będzie dalej? Czy całe społeczeństwo zjednoczy się w sprawie, o którą walczą uczestnicy masowych protestów na alei Rustawelego? Przeanalizujmy dwa punkty widzenia.

"Nasze społeczeństwo jest straumatyzowane wieloma konfliktami i wojnami"

Ósmej nocy, w której trwają masowe wystąpienia mieszkańców Tbilisi - jest nieco spokojniej. Przed gmachem Opery Narodowej umawiam się na rozmowę z Aną Mikaszwili - psycholog z tutejszego uniwersytetu, która po zakończonej pracy, późnym wieczorem dołącza do tłumu przed parlamentem.

Nasze społeczeństwo jest straumatyzowane wieloma konfliktami i wojnami. Obecna sytuacja przywołuje te sygnały z przeszłości i obawy o kolejną zależność od Rosji. Te traumy wracają często w codziennym życiu, ale to, co dzieje się teraz, ten zryw może być wreszcie źródłem czegoś dobrego, źródłem zmiany - mówi mi moja rozmówczyni.

Dopytuję, dlaczego akurat z tymi protestami wiąże taką nadzieję. We współczesnej historii Gruzji to przecież nie pierwsze tak duże protesty antyrządowe na ulicach stolicy. W naszej historii walczyliśmy już nie raz z pro-rosyjskim rządem. Znamy różne możliwe scenariusze z przeszłości, kiedy Rosja miała możliwości, by zatrzymywać takie protesty - mogła stosować różne represje. Teraz wiele się zmieniło. Ludzie mają kontakt ze światem, są zjednoczeni, lepiej wykształceni i przez to bardziej odważni, by kontynuować protesty. Jeśli rząd nie zmieni swojego kursu, protesty będą trwały. Mamy też jednak nadzieję, że ludzie pracujący w służbie publicznej, np. policjanci czy urzędnicy zaczną przechodzić na stronę narodu - słyszę od Any.

Filmy z protestu z ostatniej nocy mogły rzeczywiście dawać pewną nadzieję. Sieć obiegły nagrania, na których grupa młodych dziewczyn odbija kolorowe balony niczym piłkę do siatkówki, z policjantami stojącymi w szczelnym kordonie przy parlamencie. Na innych widać było manifestujących przekazujących policjantom z tarczami, stojącym w tym samym miejscu, gruzińską flagę, którą ci podnosili i prezentowali.

pic.twitter.com/gmAeKpxlrS

Made_in_GeorgiaDecember 6, 2024

Brutalność służb wróciła

Zdaje się, że nadzieje pogrzebały wydarzenia następnej nocy. Z piątku na sobotę, ponad tydzień po rozpoczęciu masowych protestów i przerwie od ich brutalnego tłumienia - policja wróciła do swoich metod. Około drugiej czasu gruzińskiego, policja zaczęła tłumić piątkowy - dziewiąty z rzędu antyrządowy protest w Tbilisi. Manifestujących odepchnięto od parlamentu, a w ich stronę znów poleciały strumienie wody z armatek oraz chmury gazu łzawiącego. Po dwóch dniach względnego spokoju specjalne oddziały policji wróciły do brutalnych łapanek części protestujących. Zatrzymano m.in. 19-letniego Sandro, który był na proteście z matką. Kobieta krzyczała, że chłopak ma epilepsję, ale to nie miało żadnego znaczenia dla ubranych na czarno od stóp do głów funkcjonariuszy. Z relacji jego wujka wynika, że został dotkliwie pobity i próbowano oskarżyć go o chuligaństwo. Sandro nie podpisał jednak protokołu, który podsuwali mu policjanci. Został wypuszczony przed południem.

Aleja Rustawelego pustoszeje. Siy policyjne przy uyciu gazu zawicego i armatek wodnych spychaj protestujcych w stron placu Rewolucji R. Gaz dziaa w kilka sekund - trudno oddycha, oczy zawi natychmiast. Koczy si 6 doba #TbilisiProtests w stolicy Gruzji. @RMF24pl pic.twitter.com/UbJg8MJ46v

MateuszChlystunDecember 3, 2024

Im więcej takich aktów przemocy, tym więcej ludzi będzie wychodziło na ulicę - mówi mi Ana Mikaszwili. Próbują przestraszyć ludzi, ale ludzie się nie wystraszą, będzie ich jeszcze więcej. Tak szybko nie zatrzymają tych protestów. (...) Rząd Gruzińskiego Marzenia próbował straszyć ludzi scenariuszem takim, jaki obserwujemy w Ukrainie. Mówili - chcecie wojny? Jeśli nie, to głosujcie na nas. Oczywiście, że jesteśmy przeciw jakiejkolwiek wojnie, ale widzimy, że pod tymi rządami zaczniemy być jak Białoruś, tego nie chcemy. Jako Gruzini zdajemy sobie sprawę, że nie prędko będziemy członkami Unii Europejskiej, ale chcemy podążać w tym kierunku. Chcemy wiedzieć, dokąd zmierzamy - dodaje.

"Protesty popiera 30-40 proc. społeczeństwa"

Irakli Paczuli to były prorektor Państwowej Akademii Sztuki w Tbilisi. Jest rozczarowany rządami w ostatnich dekadach. Krytykuje też Michaila Saakaszwilego, którego wielu z nas, w Polsce zapamiętało jako reformatora Gruzji. Byłego prezydenta, obecnie wciąż aresztowanego, nazywa zagranicznym agentem. Irakli nie przychodzi na protesty przed parlament. Zgadza się na rozmowę w języku rosyjskim. Pytam więc na początek o to, co zaobserwowałem w markecie. Młodzi ludzie nie mówią dziś po rosyjsku, ale to nie problem. Problem w tym, że nie rozumieją, kto jest realnym wrogiem. Powinni to wiedzieć nie dlatego, że ktoś im powiedział, że Rosja jest wrogiem, ale dlatego, że sami powinni rozumieć sytuację i to, jak można ją rozwiązać. Ale Rosja to też sąsiad, który zawsze będzie sąsiadem. Problemem jest to, że nikt z młodych nie myśli, jak się w tym położeniu odnaleźć - słyszę w odpowiedzi.

Kiedy rozmawiamy w biurze prywatnej szkoły artystycznej, którą założył mój rozmówca, mówię, że dla młodych ludzi, których spotykam na protestach od kilku dni, sposobem na odnalezienie się w tej sytuacji jest droga ku zachodnim sojuszom. Irakli przypomina, że zerwanie rozmów z Brukselą ogłoszone przez rząd Gruzińskiego Marzenia, nastąpiło dopiero po tym, jak Unia zapowiedziała ich zakończenie, uznając październikowe wybory za sfałszowane. Przyjmijmy, że rząd za tydzień powie - ok, wznawiamy rozmowy z Unią. Ale sama Unia nie wznowi tych rozmów. Mogę powiedzieć, że chce się z tobą przyjaźnić, ale jeśli ty tego nie chcesz, to moja deklaracja jest do niczego. W tym jest problem. Ostatnio premier Gruzji zaproponował nawet debatę, przystał na warunki opozycji co do miejsca i czasu, a kiedy wszystko było gotowe - opozycjoniści stwierdzili, że nie będą dyskutować z rządem. Problem jest w tym, że nikt niczego nie mówi konkretnie ­- słyszę w odpowiedzi.

Niedawne wybory, w których wygrała partia Gruzińskie Marzenie, według mojego rozmówcy przebiegały zupełnie prawidłowo. Mimo że sprawująca formalnie jeszcze tylko kilkanaście dni swój urząd prezydent kraju Salome Zurabiszwili zawnioskowała do trybunału konstytucyjnego o sprawdzenie ich prawidłowości. Sędziowie w miniony wtorek odrzucili jednak jej wniosek. Głos w sprawie głosowania, w którym zwyciężyło Gruzińskie Marzenie, zabrał też amerykański kongresmen Joe Wilson. Republikanin w rozmowie z Voice of America przekonywał, że za ich sfałszowaniem stoi Kreml. Jestem bardzo zaniepokojony faktem, że wybory w Gruzji rzeczywiście zostały sfałszowane. Należy to w pełni uświadomić, Unia Europejska i inni również powinni dojść do tego wniosku, zrobił to zbrodniarz wojenny Putin. To bardzo smutne, ponieważ Gruzja miała taką świetlaną przyszłość! - mówił amerykański polityk.

Iraki Paczuli wskazuje, że na taki scenariusz nie ma żadnych dowodów, a Gruzińskie Marzenie zostało wybrane w pełni demokratycznych wyborach. Jeżeli chcemy, żeby władza zmieniła się po danych wyborach, to wybory wygrywa dana partia i wszystko. Opozycjoniści mówią jednak - chcemy nowych wyborów, a wspierają ich europejscy urzędnicy i mówią, że trzeba rozpisać nowe wybory, a w nich powinni zwyciężyć ci i tamci. To jednak już nie wybory, a nominacja. Dlatego nie mogę powiedzieć, że wszyscy wspierają opozycję. Mogę powiedzieć, że wspierają ją ci, którzy głosowali na opozycję, czyli jakieś 30-40 proc. społeczeństwa. - przekonuje mój rozmówca.

"Protesty wobec każdej władzy są dobre"

Zdaniem Irakliego protesty wobec każdej władzy są dobre, bo przypominają jej, że nie ma władzy absolutnej, ale uważa, że sporo zachowań protestujących na alei Rustawelego nosi znamiona prowokacji, za którą mają stać sami politycy gruzińskiej opozycji, posługujący się zbuntowaną częścią narodu. Policja pokazała, że zabrali z biur opozycji fajerwerki, jej przedstawiciele przyznali, że to były materiały dla demonstrantów. Dlaczego sami nie wychodzą na barykady? Protesty to normalna sprawa, ale jeśli na ulice wyjdą setki tysięcy ludzi, oznacza to, że władzę należy wymienić. Ale jeśli kilkaset osób rzuca czymś w policję, to już nie protest, a prowokacja. Protesty są jednak potrzebne, bo jeśli ich nie ma - władza ma ciągoty dyktatorskie i tak jest wszędzie - słyszę od byłego prorektora uczelni artystycznej.

Kolejna noc protestw w #Tbilisi. Ludzi dzi nieco mniej, ale atmosfera jak wida na zaczonym filmie. @RMF24pl pic.twitter.com/HT6vOUQ1Je

MateuszChlystunDecember 5, 2024

Abstrahując od protestów, te wszystkie niczym nieuargumentowane rozmowy o tym, że wszędzie tu są Rosjanie, że jesteśmy od nich zależni, do niczego dobrego nie doprowadzą. Nie daj Boże, zacznie dochodzić do jakichś prowokacji w obecnych tu ludzi tej narodowości. To będzie argument dla Putina, żeby tu wkroczyć. Mam wrażenie, że to cel polityków i tych europejskich urzędników, którzy ich wspierają. Historia pokazała, że kiedy mu tu prowadziliśmy wojny, to nikt nam nie pomógł. Jak było w 1993 roku? Obecnie Gruzja nie ma stosunków dyplomatycznych z Rosją. Dla wszystkich jest jasne, że to nasz wróg, ale różne dziwne zabiegi polityczne i prowokacje mogą doprowadzić do nieszczęścia - prognozuje mój rozmówca, obawiając się “ukraińskiego" scenariusza w Gruzji.

Dopytuję więc, czy zdaniem Irakliego integracja z Gruzji z Europą to według niego zły scenariusz dla jego kraju. Nie mam wątpliwości, że wstąpienie do Unii Europejskiej to dobry krok i tak myśli większość z nas. Chcemy jednak wstąpienia do normalnej Unii. Do kolebki chrześcijaństwa i cywilizacji zachodu. Natomiast, jeśli europejscy deputowani próbują nam narzucać, że powinniśmy np. reformować cerkiew - taka Europa nam niepotrzebna. Co więcej, samej Europie taka wspólnota moim zdaniem nie jest potrzebna.(...) Owszem, chcemy do Europy, ale przy zachowaniu ważnych dla nas wartości. Nie możemy się zgodzić na to, że ktoś nam powie - nie możecie piec chaczapuri, bo to niezgodne z jakimiś normami, albo wino macie robić w taki, a nie inny sposób. (...) Jeśli stracimy własną tożsamość, nie będziemy w stanie obronić niczego - podsumowuje Irakli Paczuli.

Zmiana prezydenta

Gruzję w najbliższych dniach czeka kolejne polityczne trzęsienie ziemi. Kadencja urzędującej obecnie prezydent tego kraju, Salome Zurabiszwili, kończy się 16 grudnia. Głowa państwa zapowiedziała jednak, że nie ustąpi z urzędu, bo uważa, że obecny rząd w jej kraju doszedł do władzy nielegalnie. Formalnie, po zakończeniu jej kadencji, specjalnie powołane kolegium parlamentarne ma wyłonić nowego prezydenta. Większość w tym gremium stanowią politycy Gruzińskiego Marzenia, którzy wskazali już zresztą, kogo wyznaczą na miejsce Zurabiszwili. Mowa o byłym piłkarzu Micheilu Kawelaszwili.

Będę na czele procesu politycznego, pozostając waszym prezydentem. Nie ma legalnego parlamentu, dlatego nielegalny parlament nie może wybrać nowego prezydenta, dlatego nie może być inauguracji. Mój mandat obowiązuje dopóty, dopóki nie będzie legalnie wybranego parlamentu, który legalnie wybierze kogoś na moje miejsce - oznajmiła niedawno Salome Zurabiszwili, popierająca antyrządowe protesty.

Szef gruzińskiego rządu Irakli Kobachidze na niedawnej konfencji uciął też spekulacje, co do ewentualnego rozpisania nowych wyborów. Pytany przez dziennikarzy o to, czy taki scenariusz jest możliwy, odpowiedział: "Oczywiście, że nie."

Czy zatem dojdzie do siłowego przejęcia władzy? Na wypadek takiego scenariusza, azyl polityczny dla Salome Zurabiszwili zaoferowała Litwa.

Nic nie wskazuje na to, że którakolwiek ze stron ustąpi. Rząd liczy na pełnię władzy w Gruzji. Protestujący zapowiadają, że nie ustąpią.

Nowy prezydent Gruzji nie ma nawet wykształcenia, skończył tylko szkołę sportową i jest bardzo prorosyjski, pod kontrolą Rosji. Nie będziemy oczywiście akceptować tej decyzji. Wiele wskazuje też na to, że Gruzińskie Marzenie się nie wycofa. Oni umacniają swoją pozycję, nie chcą przy tym żadnego dialogu z narodem - podsumowuje psycholog Ana Mikaszwili.

Inauguracja nowego szefa gruzińskiego państwa miałaby odbyć się 29 grudnia.