W poniedziałek w Rosji dzień żałoby narodowej. Ogłosił go prezydent Dmitrij Miedwiediew po tragicznym pożarze na Uralu. W klubie nocnym w Permie zginęło 112 osób, a ponad 130 zostało rannych. Stan wielu poszkodowanych jest bardzo ciężki. Budynek zapalił się w czasie pokazu sztucznych ogni.
Stan większości z rannych jest bardzo ciężki, poparzenia sięgają 70-80 procent powierzchni ciała. Przez całą sobotę samolotami przewożono rannych do specjalistycznych szpitali w Sankt Petersburgu, Moskwie i Czelabińsku. W Permie trwa dentyfikacja zwłok ofiar. Do tej pory udało się zidentyfikować sto pięć ciał. Główną przyczyną śmierci było zaczadzenie. Ludzie wdychali trujący dym - stwierdził prokurator prowadzący śledztwo.
Ludzie, którzy o własnych siłach wydostali się z pożaru, twierdzą, że to cud, że udało im się wyjść z tego piekła. Patrzyłam na sufit i pomyślałam, jak pięknie, a ludzie krzyczą „pożar”. Nawet nie zrozumiałam, co się dzieje. Ogień momentalnie objął cały sufit, zapłonął jak stóg siana. To były sekundy - opowiadała jedna z kobiet.
Kilka godzin po pożarze okazało się, że właściciele klubu od lat ignorowali zalecenia straży pożarnej, po tragedii próbowali nawet uciekać, ale zostali zatrzymani przez milicję. W sumie aresztowano cztery osoby - właściciela, menedżera i kierowniczkę klubu, a także organizatora pokazu fajerwerków.
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zażądał surowego ukarania właścicieli klubu nocnego, którzy - jak oświadczył - "nie mają ani mózgów, ani sumienia". Dawane były zalecenia. Oni na nie reagowali. Co więcej, zaprosili na święto przedstawicieli firmy, która zorganizowała tam pokaz zimnych ogni - powiedział. Wydaje mi się, że mamy do czynienia, po pierwsze, z brakiem mózgów i sumienia. A po drugie - z całkowitą obojętnością wobec tego, co się stało. Zapoznałem się z raportami. Oni nawet próbowali uciec - dodał Miedwiediew.
Prezydent ogłosił poniedziałek, 7 grudnia, dniem żałoby narodowej w całej Rosji. Natomiast lokalne władze ogłosiły trzydniową żałobę (5-7 grudnia) w regionie.
Pożar wybuchł w nocy z piątku na sobotę w położonym w centrum miasta klubie „Kulawy Koń”. Lokal obchodził swój jubileusz i bawiło się w nim ponad 300 osób. Lokal zaczął się palić bezpośrednio po pokazie żonglerki z pirotechnicznymi buławami. Pożar bardzo szybko ogarnął niemal cały klub o powierzchni 500 metrów kwadratowych. Salę główną błyskawicznie wypełnił gęsty dym, a ludzie zaczęli się dusić. Ogień odciął im drogę wyjścia. Wybuchła panika; obsługa i goście próbowali wydostać się przez wyjście służbowe. Powstał tam ścisk; ludzie się tratowali.