Były brytyjski premier Tony Blair w swej wiejskiej posiadłości spalił grzankę. Uruchomił w ten sposób przeciwpożarowy, wykrywający dym. Na ratunek wyruszyły natychmiast trzy ekipy straży pożarnej.
Rzecznik Blaira potwierdził, że do zdarzenia doszło w sobotę rano, w czasie rodzinnego śniadania. Żona byłego premiera, Cherie, niezwłocznie zatelefonowała do straży pożarnej, by poinformować, że był to tylko dym bez ognia, ale cztery wozy strażackie były już w drodze. Udało się cofnąć tylko jeden z nich.
Po przybyciu na miejsce strażacy usunęli dym za pomocą wentylatora i poinstruowali domowników, jak się obchodzić z alarmem.
Jak sarkastycznie zauważają brytyjskie media, incydent nie przysporzy Blairom popularności wśród mieszkańców malowniczej miejscowości, którzy i tak narzekają na zwiększoną obecność policyjnych ochroniarzy, hałas i plany zagospodarowania terenu. Tony'ego Blaira dzień i noc pilnuje 20 ochroniarzy na koszt podatnika.
System alarmowy w rezydencji Blairów - XVII-towiecznej posiadłości wiejskiej South Pavilion we wsi Wotton Underwood w hrabstwie Buckinghamshire - ze względu na status architektonicznego zabytku jest podłączony do straży pożarnej i policji.
Rezydencja, której wartość rynkową ocenia się na ok. 6 mln funtów, jest najcenniejszą z posiadanych przez Blairów nieruchomości. Jej poprzednim właścicielem był znany szekspirowski aktor Sir John Gielgud.