Obalony prezydent Gabonu wzywa swoich zwolenników do protestów. Ali Bongo Ondimba trafił do aresztu domowego po tym, gdy wojsko pod przewodnictwem grupy oficerów ogłosiło przejęcie władzy w kraju. Wydarzenia rozegrały się tuż po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich.
"W imieniu ludu Gabonu postanowiliśmy bronić pokoju poprzez położenie kresu obecnej władzy" - oświadczyli dzisiaj przedstawiciele wojska. Oficerowie twierdzą, że reprezentują Siły Zbrojne Gabonu.
Pucz wojskowy oznacza, że granice kraju zostały zamknięte, tymczasowo rozwiązano instytucje państwowe, a wyniki ostatnich wyborów prezydenckich - unieważnione. W tych, urzędujący do tej pory Ali Bongo miał uzyskać ponad 64 proc. głosów, a jego główny rywal Ondo Ossa zdobył poparcie na poziomie 30 proc.
Wiarygodność wyborów jest jednak kwestionowana. Władze kraju ograniczyły dostęp do niektórych mediów, odcięto dostęp do internetu, wprowadzono godzinę policyjną i nie wpuszczono zagranicznych obserwatorów.
Agencja Reutera podaje, że prezydent Gabonu przebywa w areszcie domowym. Mimo to, obalony przywódca zdołał zaapelować do swoich zwolenników. "Zróbcie hałas" - nawołuje Ali Bongo Ondimba do swoich wyborców.
Razem z prezydentem zatrzymano także jednego z jego synów - Noureddina Bongo Valentina. Uwięzieni zostali również wysocy rangą urzędnicy i członków prezydenckiego sztabu wyborczego. Armia oskarżyła ich o zdradę stanu, dokonanie defraudacji państwowego majątku, korupcję i... fałszowanie podpisu prezydenta.
Al Dżazira cytuje jednego z analityków, który twierdzi, że wojskowy zamach stanu nie powinien był zdziwić nikogo, kto obserwował sytuację w Gabonie.
"To kres ery Bongo" - powiedział Adam Gaye, podkreślając, że ludność nie popiera prezydenta, a opozycja przed ostatnimi wyborami bardzo wzrosła w siłę. Zdaniem eksperta, prezydent usiłował sfałszować wybory, a interwencja wojska była w tym wypadku nieunikniona.
W ciągu ostatnich 3 lat, aż 5 krajów zachodniej i środkowej Afryki zostało przejętych przez junty wojskowe. CNN podaje, że przemiany demokratyczne w tym regionie zostały zdecydowanie przyhamowane przez pucze w Mali, Gwinei, Burkinie Faso, Czadzie i - ostatnio - w Nigrze.
W przeciwieństwie do Nigru, Mali i Burkiny Faso, Gabon nie jest areną zmagań z dżihaddystami. Do tej pory, kraj postrzegano jako relatywnie stabilny.
64-letni Ali Bongo przejął w 2009 r. rządy po swoim ojcu Omarze, który doszedł do władzy w 1967 r., siedem lat po uzyskaniu przez kraj niepodległości.
Paryż potępił w środę wojskowy zamach stanu w Gabonie. Rzecznik rządu Olivier Veran przypomniał o zaangażowaniu Francji "w wolne i przejrzyste wybory".
Na zamach stanu zareagowała również Wspólnota Narodów. Sytuację w Gabonie określiła jako "głęboko niepokojącą". Sekretarz generalna Wspólnoty Narodów Patricia Scotland podkreśliła, że członkowie Wspólnoty, organizacji złożonej głównie z byłych kolonii brytyjskich, muszą przestrzegać "rządów prawa i zasad demokracji".
Sytuację monitoruje również Rosja - o czym poinformował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa przyznała natomiast, że Moskwa ma nadzieję na "szybką stabilizację w Gabonie".