Konsultacyjne referendum w sprawie niepodległości Szkocji odbędzie się 19 października przyszłego roku - zapowiedziała we wtorek szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon.

REKLAMA

Przedstawiając w szkockim parlamencie plan referendum, Sturgeon przekonywała, że jej rząd ma "wyraźny mandat", aby przeprowadzić kolejny plebiscyt w sprawie niepodległości, przeciwko której już raz - w 2014 r. - Szkoci się opowiedzieli. Jak poinformowała, pytanie, które zostanie zadane, będzie brzmiało po prostu: "Czy Szkocja powinna być niepodległym państwem?".

Przyznała jednak, że istnieją potencjalne problemy prawne w związku z referendum, i poinformowała, że do brytyjskiego Sądu Najwyższego złożono dokumenty mające na celu ustalenie zgodności z prawem jej planów.

Sturgeon powiedziała, że jest "gotowa i chętna" do negocjacji z rządem w Londynie w sprawie warunków przeprowadzenia referendum. Dodała jednak: Nie chcę i nigdy nie pozwolę na to, by szkocka demokracja stała się więźniem (brytyjskiego premiera) Borisa Johnsona lub jakiegokolwiek premiera.

Przyznała także, że samo referendum nie uczyni Szkocji niepodległą i aby stało się to faktem, będą musiały zostać przyjęte odpowiednie ustawy - zarówno przez parlament szkocki, jak i brytyjski.

"Nie musi tak być"

Referendum w 2014 r. odbyło się po tym, jak na mocy art. 30 ustawy o Szkocji rząd w Londynie jednorazowo przekazał władzom w Edynburgu kompetencje do rozpisania plebiscytu. Johnson odmawia zgody na ten krok, argumentując, że w 2014 r. ustalono, że będzie to jedyne referendum w tej sprawie w obecnym pokoleniu, a poza tym w czasie, gdy trwa wojna na Ukrainie oraz odbudowa po Covid-19, nie należy podnosić takich budzących podziały kwestii.

Jeśli okaże się, że nie ma zgodnego z prawem sposobu, aby ten parlament dał narodowi Szkocji wybór niepodległości w referendum, i jeśli rząd brytyjski nadal będzie odmawiał wydania zgody na art. 30, moja partia będzie walczyć w wyborach powszechnych w Wielkiej Brytanii, podnosząc tę jedną kwestię: czy Szkocja powinna być niepodległym krajem? - zapowiedziała Sturgeon.

Przedstawiając argumenty za niepodległością, Sturgeon przekonywała, że Szkocja nie może w pełni wykorzystać swojego potencjału, będąc wstrzymywana przez "rządy Westminsteru, na które nie głosowaliśmy, narzucające politykę, której nie popieramy". Rzadko kiedy rzeczywistość była bardziej wyrazista niż teraz - powiedziała Sturgeon, przywołując brexit i kryzys związany z kosztami utrzymania, a także oskarżając rząd Johnsona o podsycanie konfliktów wokół strajków i wojny handlowej z UE.

Nie musi tak być. Niepodległość polega na przygotowaniu się do nawigowania w przyszłości, kierując się własnymi wartościami, aspiracjami i interesami. Teraz, w tym krytycznym momencie historii, nadszedł czas na debatę i podjęcie decyzji o przyszłości naszego kraju. Nadszedł czas, by skierować Szkocję na właściwą drogę - drogę wybraną przez tych, którzy ją zamieszkują. Teraz jest czas na niepodległość - mówiła szefowa rządu Szkocji.

Rzecznik brytyjskiego premiera powiedział, że rząd "uważnie przeanalizuje szczegóły propozycji" Sturgeon, ale dodał, że Johnson "nadal uważa, że to nie jest czas, by mówić o referendum".

Od ponad roku w większości przeprowadzonych sondaży, w tym we wszystkich od czasu rosyjskiej napaści na Ukrainę, prowadzą zwolennicy pozostania Szkocji w składzie Zjednoczonego Królestwa, choć ich przewaga jest mniejsza niż w 2014 r., gdy wygrali stosunkiem głosów 55:45 proc.