Trwające w Hongkongu antyrządowe protesty wraz z wojną handlową między Chinami a USA przyczyniają do poważniejszego osłabienia hongkońskiej gospodarki niż to wywołane epidemią SARS z 2003 roku - oceniła szefowa administracji regionu Carrie Lam.

REKLAMA

Na konferencji prasowej Lam porównała problemy nękające hongkońską gospodarkę do tsunami i dodała: Dawniej mierzyliśmy się ze spadkami gospodarczymi wywołanymi przez SARS czy kryzys finansowy, ale obawiam się, że tym razem sytuacja może być poważniejsza. Wśród powodów wymieniła wojnę handlową pomiędzy USA a Chinami oraz demonstracje w Hongkongu, które często przeradzają się w starcia z policją.

Niewielka mniejszość nie ma skrupułów, by niszczyć gospodarkę Hongkongu. Nie uczestniczą w życiu społeczeństwa, które tak wielu z nas pomagało budować, i dlatego stosują całą tę przemoc i blokady, powodując olbrzymie szkody dla gospodarki i życia codziennego ludzi - powiedziała Lam.

Wykluczyła również ustępstwa wobec demonstrantów, którzy żądają wycofania rządowego projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, a także niezależnego śledztwa w sprawie działań hongkońskiej administracji i policji w związku ze sporem o ten projekt oraz demokratycznych wyborów władz regionu.

Nie sądzę, że powinniśmy czynić ustępstwa, aby uciszyć brutalnych protestujących. Powinniśmy robić to, co właściwe dla Hongkongu, a w tym momencie (...) jest to przerwanie przemocy i sprzeciw wobec chaotycznej sytuacji, jaka trwa w Hongkongu od kilku tygodni, abyśmy mogli iść naprzód - zaznaczyła szefowa władz regionu.

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w czasie epidemii ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej (SARS) w lutym i marcu 2003 roku tą nieznaną wcześniej chorobą zaraziło się w Hongkongu ponad 1700 osób, z czego prawie 300 zmarło. Powszechnie uważa się, że choroba przybyła z Chin kontynentalnych, a władzom ChRL zarzucano wówczas próby ukrycia epidemii przed światem i krajową opinią publiczną.

Eksperci cytowani przez hongkoński dziennik "South China Morning Post" nie są zgodni, czy protesty rzeczywiście mogą zaszkodzić gospodarce Hongkongu bardziej niż epidemia SARS. Tymczasem przedstawiciele hongkońskiej opozycji demokratycznej potępili Lam za obarczanie protestujących odpowiedzialnością za problemy, które ich zdaniem wynikają raczej z działań policji i złych decyzji rządu.

Brutalność policji w czasie szturmów na centra handlowe, atak na stacji Yuen Long to są główne czynniki odstraszające konsumentów od korzystania z restauracji i zakupów w sklepach w Hongkongu - powiedział poseł reprezentujący sektor księgowości Kenneth Leung, cytowany przez publiczną stację RTHK. Odniósł się do brutalnego ataku zamaskowanych osobników na uczestników antyrządowego protestu i przypadkowych podróżnych na stacji metra, w którym rannych zostało 45 osób.

Ona (Lam) nie może po prostu używać symbolu dolara, by przykryć aspiracje polityczne i żądania naszych młodych ludzi - oceniła z kolei przedstawicielka obozu demokratycznego, posłanka Claudia Mo.

Podczas SARS ludzie nie mogli wychodzić codziennie z domów, do miasta nie przylatywały samoloty, nie było turystów, a ceny nieruchomości spadały (...) Teraz dotyczy to tylko weekendów - powiedział "SCMP" ekonomista z Uniwersytetu Chińskiego w Hongkongu Terence Chong. Ocenił, że skutki gospodarcze protestów z pewnością nie będą tak duże, jak w przypadku SARS.

Ekspert Banku Komercyjnego Szanghaju Ryan Lam ocenił natomiast, że względny wpływ trwających niepokojów na sektor sprzedaży detalicznej i turystyki może być większy niż w 2003 roku, ponieważ obecnie wielu spośród odwiedzających miasto turystów to podróżujący we własnym zakresie przyjezdni z Chin kontynentalnych, którym dawniej nie zezwalano na nieskrępowane podróże do Hongkongu. Skutki mogą jednak tym razem być bardziej krótkotrwałe - dodał.

Trwające od kwietnia protesty przeciwko lokalnej administracji i zgłoszonemu przez nią projektowi nowelizacji prawa, która umożliwiłaby m.in. ekstradycję do Chin kontynentalnych, pogrążyły Hongkong w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku. Rząd Hongkongu utrzymuje, że zmiana przepisów jest konieczna, by ścigać ukrywających się w regionie zbiegłych przestępców. Wielu mieszkańców uznaje jednak ten zawieszony obecnie projekt za zagrożenie dla praworządności, na której opiera się pozycja Hongkongu jako światowego centrum finansowego.