Stany Zjednoczone potępiły aresztowania setek demonstrantów w Rosji. Wzywamy rosyjski rząd do natychmiastowego zwolnienia wszystkich pokojowo protestujących - oświadczył rzecznik Departamentu Stanu USA Mark Toner. Jak podkreślił, aresztowania stanowiły naruszenie zasad demokracji. Dodał w oświadczeniu, że Waszyngton jest zaniepokojony zatrzymaniem czołowego rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego.
Podczas niedzielnej manifestacji w Moskwie policja zatrzymała ponad 1000 osób - podało radio Echo Moskwy. Na komisariatach spędziło noc 120 osób, w tym Nawalny i jego współpracownicy. Nawalny stanie dziś przed sądem w sprawie administracyjnej. Będzie odpowiadał za naruszenie trybu organizacji zgromadzeń masowych. Grozi mu do 15 dni aresztu.
Szacunki dotyczące zatrzymanych sporządza organizacja OWD-Info, monitorująca w Rosji liczbę zatrzymywanych, których przewieziono na komisariaty.
Wobec tych uczestników niedzielnej demonstracji, którzy już zostali zwolnieni, policja przeważnie sporządzała protokół o naruszeniu trybu zgromadzeń publicznych. Grozi za to grzywna w wysokości do 20 tys. rubli (około 350 USD).
Zatrzymanych policjanci pytali o cel, z jakim pojawili się na akcji protestu. Na komisariaty trafiło wielu niepełnoletnich; młodzież - uczniowie i studenci - licznie przyszła na niedzielną demonstrację.
Pojawiały się doniesienia o przemocy stosowanej przez policjantów. Co najmniej kilka osób zabrały z komisariatów karetki pogotowia, w tym działacza niezarejestrowanego ugrupowania Nawalnego, Partii Postępu, Nikołaja Laskina. Otwarta Rosja - opozycyjna struktura założona przez byłego szefa koncernu Jukos Michaiła Chodorkowskiego - powiadomiła o brutalnie pobitym młodym obywatelu Wielkiej Brytanii, który przypadkiem znalazł się w tłumie, gdy policja zaczęła zatrzymywać protestujących.
Oficjalnie stołeczna policja powiadomiła jeszcze w niedzielę po południu o 500 zatrzymanych, wieczorem źródła w siłach bezpieczeństwa cytowane przez agencję TASS informowały o ponad 600.
Skala zatrzymań czyni niedzielny protest rekordowym w ostatnich latach. Podczas zwołanej przez antykremlowską opozycję demonstracji nazwanej "marszem milionów" w maju 2012 roku zatrzymano w Moskwie ponad 500 osób. Wówczas zatrzymania zakończyły się sprawami karnymi wszczętymi przez Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej i wyrokami pozbawienia wolności za udział w masowych zamieszkach.
Po niedzielnej demonstracji Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej wszczął śledztwo w sprawie karnej dotyczącej zaatakowania policjanta przez jednego z protestujących. W ponad 20 komisariatach pojawili się, prawdopodobnie w związku z tym śledztwem, funkcjonariusze Komitetu, którzy przesłuchiwali zatrzymanych.
Liczbę uczestników demonstracji w Moskwie policja oszacowała w niedzielę na 7-8 tysięcy. Szacunki świadków wahały się w niedzielę od 15 tysięcy do 30 tysięcy. Współpracownicy Nawalnego mówili o 25-30 tysiącach protestujących w stolicy i łącznie o 150 tysiącach w całym kraju.
Uczestnicy protestów, które odbyły się w kilkudziesięciu miastach Rosji, żądali wyjaśnienia przez władze faktów, które Nawalny wraz ze swą Fundacją Walki z Korupcją (FBK) przedstawił w materiale śledczym na temat domniemanego ukrytego majątku premiera Dmitrija Miedwiediewa. Chodzi o warte miliony dolarów obiekty w Rosji i za granicą, którymi - według FBK - rosyjski premier dysponuje poprzez sieć fundacji kierowanych przez powiązane z nim osoby.
Uczestnicy wczorajszych protestów żądali wyjaśnienia przez władze faktów, które Nawalny wraz ze swą Fundacją Walki z Korupcją (FBK) przedstawił w materiale śledczym na temat domniemanego ukrytego majątku premiera Dmitrija Miedwiediewa. Chodzi o warte miliony dolarów obiekty w Rosji i za granicą, którymi - według FBK - rosyjski premier dysponuje poprzez sieć fundacji kierowanych przez powiązane z nim osoby.
Podobne protesty odbyły się w niedzielę w kilkudziesięciu miastach Rosji.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
40-letni Aleksiej Nawalny, walczący z korupcją adwokat i bloger, to jeden z przywódców wielotysięcznych protestów w 2012 roku przeciwko powrotowi Władimira Putina na Kreml. Pod koniec zeszłego roku opozycjonista zadeklarował, że chce wziąć udział w wyborach prezydenckich w Rosji w marcu 2018 roku. Podtrzymuje ten zamiar mimo ciążącego na nim, jeszcze nieprawomocnego wyroku za domniemane defraudacje na szkodę państwowej spółki Kirowles.
Nawalny stał się znany najpierw jako bojownik o przejrzystość w biznesie, gdy nabywał mniejszościowe udziały w koncernach kontrolowanych przez państwo, a następnie na swoim blogu ujawniał wykryte w nich nieprawidłowości. W 2013 roku wziął udział w wyborach mera Moskwy, zdobywając 27,24 proc. głosów i ustępując tylko obecnemu merowi stolicy, Siergiejowi Sobianinowi.
(mn)