300 na 492 mandaty zdobyli kandydaci obozu demokratycznego w wyborach do rad dzielnicowych, jakie przeprowadzono w niedzielę w Hongkongu – podaje Reuters. Telewizja RTHK oceniła, że zwycięstwo pro-demokratycznych kandydatów jest jeszcze wyższe. Według stacji, mieli oni zdobyć 390 mandatów.
Siły powiadające się za zacieśnieniem więzów z Pekinem zdobyły w sumie 59 mandatów na wszystkie 452, o jakie toczyła się rywalizacja - twierdzą media w Hongkongu.
Niedzielne głosowanie było wyraźnym sygnałem ze strony społeczeństwa 7,4-milionowego Hongkongu, że popiera ideały przyświecające organizatorom protestów społecznych i że rozumie ich postulaty.
Radnymi zostali liderzy akcji protestacyjnych, w tym - Jimmy Sham, koordynator Obywatelskiego Frontu Praw Człowieka, który organizował potężne manifestacje, jakie wstrząsnęły Hongkongiem w czerwcu. Według informacji dziennika "South China Morning Post" Sham wygrał w swoim okręgu w dzielnicy Sha Tin na Nowych Terytoriach. W październiku padł on ofiarą ataku napastników uzbrojonych w młotki.
Radnym został również Andrew Chin z platformy "Siła Demokracji". On także był atakowany, w tym - fizycznie za głoszone przez siebie poglądy.
Wstępne wyniku wskazują również, że w okręgu South Horizons West na Wyspie Hongkong zwyciężył demokratyczny kandydat Kelvin Lam, który zastępował w wyborach zdyskwalifikowanego przez władze aktywistę Joshuę Wonga, jednego z przywódców rewolucji parasolek z 2014 roku. Lam pokonał prorządową kandydatkę Judy Chan - przekazał "SCMP".
To jest właśnie siła demokracji. To prawdziwe demokratyczne tsunami - powiedział korespondentowi agencji Reutera Tommy Cheung, jeden z liderów protestu studenckiego, który zdobył mandat.
Symboliczne zwycięstwo kandydatów z koalicji sił prodemokratycznych jest tym bardziej spektakularne, że w niedzielę odnotowano bardzo wysoką frekwencję - 71,2 proc. Fakt, że głosowało prawie 3 mln ludzi jest, zdaniem lokalnych środków masowego przekazu, najlepszym dowodem poparcia społecznego dla trwających od czerwca prodemokratycznych protestów.
W ostatnich tygodniach stały się one gwałtowniejsze i były brutalniej tłumione.
Ich uczestnicy domagają się m.in. demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie brutalności policji. Popierane przez rząd centralny w Pekinie władze Hongkongu wykluczają jednak ustępstwa.
Hongkończycy wybierali w niedzielę 452 radnych 18 dzielnic spośród 1,1 tys. kandydatów.