Robert R. Card, który zastrzelił 18 osób Lewiston w stanie Maine cierpiał na poważne zaburzenia. Jego rodzina już pięć miesięcy przed masakrą ostrzegała, że mężczyzna jest niebezpieczny, bo jego stan zdrowia gwałtownie się pogorszył. Na alarm bili też wojskowi.

REKLAMA

Card miał dostęp do co najmniej 10 sztuk broni. Ten fakt był szczególnie niepokojący w związku z pogorszeniem się stanu zdrowia mężczyzny. Jego rodzina kontaktowała się w tej sprawie z biurem szeryfa.

We wrześniu jednostka rezerwy Carda w Saco wysłała e-mail do biura szeryfa hrabstwa Sagadahoc z prośbą o "sprawdzenie stanu jego zdrowia".

Jednostka rezerwy przekazała biuru szeryfa, że Card, 40-letni sierżant, według doniesień "słyszał głosy", które dręczyły go oskarżeniami o pedofilię i posiadanie małego penisa, oraz że groził strzelaniem do żołnierzy. Co najmniej jeden, który przyjaźnił się z Cardem, powiedział, że jego słowa i zachowanie były niepokojące. Obawiał się, że "Card pęknie i wywoła strzelaninę".

W oświadczeniu dla "New York Timesa" wojsko poinformowało, że skontaktowało się z biurem szeryfa w sprawie mężczyzny.

Organy ścigania podały, że w lipcu Card przebywał dwa tygodnie w ośrodku zdrowia psychicznego. W związku z tymi faktami, w USA znów rozpoczęła się dyskusja na temat przepisów dotyczących posiadania broni i trafność orzeczenia Sądu Najwyższego USA z 2022 roku, w którym uznano konstytucyjne prawo jednostek do noszenia broni w miejscach publicznych.

W Maine, podobnie jak w wielu innych stanach broń podlega niewielkim regulacjom. Na jej zakup lub noszenie nie jest wymagane żadne pozwolenie. W 2022 roku stan przyjął jednak tzw. "ustawę o żółtej fladze". Umożliwia ona policji złożenie wniosku do sądu o wydanie nakazu tymczasowego odebrania broni osobie mogącej zdaniem lekarza samookaleczyć się lub zranić innych.

25 października Card zabił 18 osób i ranił 13. Po dwudniowej obławie policja znalazła go martwego z raną postrzałową, którą sobie sam zadał.