Niemiecki minister transportu Alexander Dobrindt powołał komisję śledczą w sprawie skandalu związanego z manipulowaniem przez Volkswagena pomiarem emisji spalin w samochodach produkowanych przez koncern w Wolfsburgu. Wcześniej kanclerz Niemiec zażądała szybkiego i pełnego wyjaśnienia afery. Także polski wicepremier Janusz Piechociński zapowiedział, że zażąda od niemieckiego producenta aut dokładnych informacji.
Angela Merkel podkreśliła, że "w obliczu trudnej sytuacji" konieczna jest "pełna przejrzystość". Mam nadzieję, że możliwie najszybciej ujawnione zostaną fakty - powiedziała. Podkreśliła, że minister transportu Alexander Dobrindt jest w ścisłym kontakcie z koncernem.
Merkel nie ustosunkowała się do ewentualnych konsekwencji skandalu dla niemieckiego przemysłu.
Tymczasem szef niemieckiego koncernu motoryzacyjnego Volkswagen Martin Winterkorn, oświadczył, że pomimo skandalu z manipulowaniem pomiarem emisji spalin nie ustąpi ze stanowiska. 68-letni menedżer zaapelował w internetowym posłaniu wideo o zaufanie do firmy.
Winterkorn powiedział, że "byłoby błędem kwestionowanie ciężkiej i uczciwej pracy 600 tys. zatrudnionych tylko dlatego, że mała grupa osób dopuściła się ciężkich wykroczeń". Nasza załoga nie zasłużyła na to. Dlatego prosimy, proszę o państwa zaufanie na naszej dalszej drodze - powiedział szef Volkswagena. Wyjaśnimy to - podkreślił.
Wyjaśnień ws. skandalu będzie domagał się wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński. Chce wiedzieć, czy w Europie i Polsce koncern samochodowy, podobnie jak w USA, manipulował pomiarem emisji. Po pierwsze, zlecę naszej ambasadzie w Stanach Zjednoczonych i Wydziałowi Promocji Handlu i Inwestycji ściągniecie dokładnych informacji o tej sprawie. Po drugie, zwrócę się z prośbą o wyjaśnienia do Volkswagena, (...) czy w Europie i w Polsce wystąpiło takie zjawisko. (...) Chcemy wiedzieć, o czym konkretnie mówimy. Dopiero wtedy będę mógł odnieść się do tej sprawy - powiedział.
Zaniepokojenie skandalem wyraził włoski resort transportu. W sprawie wszczęto postępowanie wyjaśniające. Resort oświadczył, że oczekuje odpowiedzi zarówno od producenta aut, jak i firmy odpowiedzialnej za ich kontrolę. W wydanej nocie ministerstwo wyjaśniło, że chce dowiedzieć się, czy proceder był praktykowany także w przypadku samochodów produkowanych dla Europy i czy takie pojazdy były sprzedawane we Włoszech.
Volkswagen przyznał we wtorek, że problem dotyczy 11 milionów jego pojazdów z napędem dieslowskim. Akcje koncernu, które w poniedziałek straciły prawie jedną piątą wartości, we wtorek przed południem spadły o kolejne 23 proc., do najniższego poziomu od października 2011 roku.
Skandal wybuchł, gdy w USA tamtejsza federalna Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ustaliła, że oprogramowanie zainstalowane w ponad 480 tys. pojazdów Volkswagena z napędem dieslowskim uaktywnia system ograniczania emisji spalin (przestawianie silnika na szczególnie oszczędny tryb pracy) tylko na czas oficjalnych pomiarów testowych. Oznacza to, że w normalnych warunkach pojazdy Volkswagena z silnikami dieslowskimi mają lepsze osiągi, ale zanieczyszczają powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA.
We wtorek koncern przyznał, powołując się na wewnętrzne kontrole, że zakwestionowane przez EPA oprogramowanie było instalowane w jego samochodach także poza USA. Wydano w tej sprawie oświadczenie z informacją, że w pojazdach z silnikiem typu EA 189 stwierdzono "rzucającą się w oczy różnicę między wartościami (emisji spalin) na stanowiskach kontrolnych a wartościami podczas rzeczywistej eksploatacji".
Agencja dpa informuje, powołując się na źródła w koncernie, że na środę zaplanowano kryzysowe posiedzenie rady nadzorczej Volkswagena.
(mal)