Siły bezpieczeństwa Haiti zabiły czterech członków komando, podejrzanego o zabicie prezydenta tego państwa Jovenela Moise'a. Został on zastrzelony w swojej rezydencji.
Zamaskowani mężczyźni z bronią wtargnęli w nocy z wtorku na środę do prywatnej rezydencji prezydenta Haiti na wzgórzach Port-au-Prince. Krzyczeli, że są z DEA, a potem zastrzelili 53-letniego Jovenela Moise'a i ciężko ranili jego żonę.
Lokalna prasa pisze, że ciało Moise'a było podziurawione 12 kulami, a jego biuro i pokój zostały splądrowane.
Według pełniącego obowiązki premiera Haiti Claude'a Josepha zabójcami byli "obcokrajowcy, którzy mówili po angielsku i hiszpańsku".
Nie ujawnił żadnych innych informacji na temat tożsamości ani motywacji sprawców zamachu. Natomiast według ambasadora Haiti w USA Bocchita Edmonda, komando zabójców składało się z "profesjonalnych" najemników, którzy udawali funkcjonariuszy amerykańskiej agencji antynarkotykowej.
W nocy poinformowano, że siły bezpieczeństwa Haiti zabiły członków komando.
"Czterech napastników zginęło, dwóch zostało zatrzymanych. Trzech policjantów, wziętych jako zakładnicy, zostało odbitych" - powiedział w telewizyjnym przemówieniu szef haitańskiej policji Leon Charles.
Jak pisze agencja AP, zabójstwo prezydenta Moise spowoduje jeszcze większy chaos w tym karaibskim kraju, najbiedniejszym w Ameryce, gdzie panuje przemoc gangów, dochodzi do licznych uprowadzeń dla okupu, inflacja gwałtownie rośnie i mają miejsce protesty zwolenników opozycji, którzy oskarżali rządzącego od 2017 roku prezydenta Moise o dążenie do ustanowienia dyktatury i wzrost autorytaryzmu.