Papież Franciszek, składający wizytę w Kanadzie, ucałował długi czerwony transparent z nazwiskami dzieci ze wspólnot rdzennej ludności, które zmarły w przymusowych szkołach rezydencjalnych. Zdjęcie tego gestu zamieścił na Twitterze Alessandro Gisotti z watykańskich mediów.
"Siła gestu" - napisał Gisotti, publikując fotografię papieża siedzącego na wózku inwalidzkim i całującego czerwony baner z kolumnami nazwisk.
The power of gesture.Pope Francis kissing a banner with the names of Indigenous children who died in residential schools.#PopeInCanada #WalkingTogether@papal_visit pic.twitter.com/m1b6XtcgAy
AGisotti25 lipca 2022
Do wydarzenia tego doszło w poniedziałek podczas wizyty Franciszka na terenach zamieszkałych przez rdzenną ludność w Maskwacis w prowincji Alberta. Tam podczas spotkania z przedstawicielami rdzennej ludności papież przeprosił za cierpienia i krzywdy wyrządzone dzieciom w szkołach i za to, że wielu chrześcijan wspierało "kolonizacyjną mentalność mocarstw, uciskających rdzenne narody".
Pokornie proszę o przebaczenie za zło popełnione przez tak wielu chrześcijan wobec rdzennej ludności - mówił.
Wcześniej Watykan w materiałach dla dziennikarzy przytoczył dane kanadyjskiej Komisji Prawdy i Pojednania, według której w przymusowych szkołach dla rdzennej ludności, prowadzonych w imieniu rządu przez Kościoły chrześcijańskie, w tym katolicki zmarło w ciągu stu lat około 3 tysięcy dzieci. Jednocześnie zastrzeżono, że inne źródła podają wyższe liczby. Dzieci umierały z powodu chorób, niedożywienia i bardzo złych warunków, jakie panowały w placówkach, w których były pozbawione opieki medycznej.
Nie można głosić Boga w sposób, który jest sprzeczny z Bogiem. A jednak, ileż razy działo się tak w historii - powiedział papież Franciszek w poniedziałek przedstawicielom rdzennej ludności Kanady i wspólnoty parafialnej w kościele w Edmonton. Mówił, że edukacja musi zawsze "zaczynać się od poszanowania i promowania talentów" i nie może być czymś, co odgórnie się narzuca.
Spotkanie odbyło się w kościele Świętego Serca w Edmonton, do którego uczęszczają przedstawiciele tzw. Pierwszych Narodów, Metysów i Inuitów oraz imigranci z wielu krajów.
Świątynia zbudowana dla rdzennej ludności w 1913 roku jest jedną z najstarszych w mieście. To pierwsza w Kanadzie parafia Metysów i Inuitów. Wiara katolicka jest tam wyznawana w kontekście ich kultury oraz tradycji, co wyraźnie widać także w wystroju kościoła, gdzie dekoracja przy ołtarzu nawiązuje do indiańskiego namiotu tipi.
Z czasem parafia stała się miejscem kultu dla wielu imigrantów i uchodźców z całego świata.
Podczas drugiego już w poniedziałek spotkania z rdzenną ludnością, po wcześniejszej wizycie na jej prastarych terenach w Maskwacis, papież powiedział: "Jestem w waszym domu, jako przyjaciel i jako pielgrzym na waszej ziemi".
Franciszek wskazał, że parafia ta ukazuje, jaki powinien być Kościół; miejscem, w którym "gościnność i przyjęcie, typowe wartości kultury rdzennej, mają fundamentalne znaczenie: gdzie każdy winien czuć się mile widziany, niezależnie od tego, co przeżył i od swych indywidualnych okoliczności życiowych".
Jednocześnie nie możemy zapominać, że także w Kościele dobra pszenica jest zmieszana z kąkolem. I właśnie z powodu tego chwastu chciałem podjąć tę pielgrzymkę pokutną, rozpoczynając ją dziś rano od przypomnienia zła, doznanego przez rdzenne ludy od wielu chrześcijan, i z wielkim żalem prosząc o wybaczenie - wyznał Franciszek, przywołując swoją wizytę i przeprosiny w Maskwacis.
Papież zapewnił: "Boli mnie myśl, że katolicy byli zaangażowani w politykę asymilacji", która "umacniała poczucie niższości, ograbiając wspólnoty i pojedyncze osoby z ich tożsamości kulturowej i duchowej, odcinając ich korzenie i podsycając postawy uprzedzenia i dyskryminacji, a także, że odbywało się to również w imię edukacji rzekomo chrześcijańskiej". Tak nawiązał do krzywd zaznanych przez dzieci w szkołach rezydencjalnych, prowadzonych w imieniu rządu przez Kościoły chrześcijańskie, w tym instytucje katolickie.
Przyznał, że ma świadomość tego, jak trudno jest dostrzec jakąkolwiek perspektywę pojednania osobom pokrzywdzonym przez tych, którzy "powinni dawać świadectwo życia chrześcijańskiego".
Nic nie może wymazać doświadczenia pogwałconej godności, doznanej krzywdy, zdradzonego zaufania. Nigdy też nie może się zatrzeć wstyd nasz, wierzących - oświadczył.
Kiedy pomyślimy o nieusuwalnym cierpieniu, jakiego doświadczyło w tych miejscach wiele osób, wewnątrz instytucji kościelnych, można jedynie poczuć złość i wstyd. Stało się tak, gdy wierzący dali się zeświecczyć i zamiast promować pojednanie, narzucili swój własny wzorzec kulturowy - dodał.
Nie można bowiem głosić Boga w sposób, który jest sprzeczny z Bogiem. A jednak, ileż razy działo się tak w historii! Podczas gdy Bóg zwyczajnie i pokornie proponuje siebie, my zawsze mamy pokusę, by narzucać go, i w jego imię narzucać siebie - podkreślił Franciszek.
Wyraził pragnienie, by Kościół nie był "zbiorem idei i nakazów do wpojenia ludziom, ale domem gościnnym dla wszystkich".