Amerykańska propozycja umieszczenia w Polsce i Czechach elementów tarczy antyrakietowej może zrodzić nowe partnerstwo z państwami regionu, ale też sprowokować spiralę nieporozumień - ostrzega w dzienniku "Washington Post" były minister obrony narodowej Radosław Sikorski.
Zdaniem Sikorskiego zagrożeń jest więcej: osłabienie NATO, pogłębienie rosyjskiej paranoi i utrata przez Stany Zjednoczone niektórych z ostatnich przyjaciół na kontynencie.
Pierwsze znaki są niepokojące - pisze Sikorski. Jakiś geniusz w Departamencie Stanu czy Pentagonie wysłał pierwszą oficjalną notę opisującą ewentualne umieszczenie elementów tarczy z dołączonym szkicem odpowiedzi - zawierał on długą listę powinności państwa przyjmującego i niewiele zobowiązań USA. W Polsce jednak uważamy, że jesteśmy sami w stanie pisać naszą korespondencję dyplomatyczną. Takie postępowanie w regionie, którego życzliwość wobec Stanów Zjednoczonych bazuje na pamięci o tym jak USA pomogły nam w oporze wobec sowieckiego kolonializmu, jest szczególnie nieroztropne - dodaje.
Jeśli administracja Busha liczy na to, że Polacy i Czesi skacząc z radości zgodzą się na wszystko, co się im zaproponuje, czeka go bolesne zderzenie z rzeczywistością - zapewnia.
Zdaniem Sikorskiego, amerykańskie rachuby mogły się spełnić pięć lat temu, ale teraz sytuacja jest inna - wojna w Iraku i niewiarygodne dane wywiadu, które posłużyły do jej wszczęcia, nadszarpnęły zaufanie państw Europy Środkowej do USA. Nastawienie opinii publicznej do Ameryki jest coraz gorsze i rośnie sprzeciw wobec operacji wojskowych pod kierunkiem USA, a zwłaszcza do proponowanego umieszczenia bazy rakietowej - czytamy.
Sikorski zaznacza, że jednocześnie pod wpływem członkostwa w Unii Europejskiej nastąpiła reorientacja polskiej polityki zagranicznej i wewnętrznej. Mało kto w Stanach Zjednoczonych zdaje sobie sprawę, że Polska - by podać choćby jeden przykład - dostaje z obecnego 7-letniego budżetu UE 120 mld dolarów na modernizację infrastruktury i rolnictwo. Dla porównania, amerykańska pomoc wojskowa dla Polski wynosi 30 mln dolarów rocznie, czyli ułamek tego, co wydajemy na misje w Iraku i w Afganistanie, które uważamy za gesty przyjaźni wobec Stanów Zjednoczonych - podkreśla były szef MON.
Sikorski dodaje, że Polska nigdy więcej nie zadowoli się papierowymi gwarancjami, niepopartymi praktyczną pomocą. Dlatego jeśli stosunki z Rosją mają się pogorszyć z powodu proponowanej bazy rakietowej, Stany Zjednoczone muszą dowieść, że uczynią dla Polski to, co uczyniły dla Japonii w obliczu konfrontacji z Koreą Północną: wzmocnią formalne ustalenia dotyczące bezpieczeństwa i rozmieszczą baterie rakiet Patriot albo system antyrakietowy THAAD - pisze Sikorski i dodaje, że Stany Zjednoczone powinny po raz kolejny spojrzeć na sytuację oczami swoich sojuszników i zaproponować im partnerstwo, które zwiększy bezpieczeństwo obu stron.