Już w najbliższą niedziele w Turcji odbędą się wybory prezydenckie. Telewizja Al-Dżazira wskazuje, że ostatnie dni kampanii upływają pod znakiem przemocy wobec polityków i wolontariuszy. Kampania była zakłócana przez wybuchy przemocy w całym kraju; dochodziło do rzucania kamieniami, fizycznych ataków na pracowników wyborczych oraz uzbrojonych ataków na biura partyjne.
Do przemocy może przyczyniać się retoryka niektórych polityków - uważa katarska telewizja. Devlet Bahceli, szef współrządzącej Partii Narodowego Działania (MHP), nazwał niedawno opozycję "zdrajcami, którzy otrzymają albo dożywocie, albo kulę".
Do najpoważniejszego incydentu doszło w niedzielę, kiedy Ekrem Imamoglu, opozycyjny kandydat na wiceprezydenta Turcji i burmistrz Stambułu, przemawiał do swych zwolenników z dachu swojego autobusu wyborczego w Erzurum, mieście na wschodzie kraju, które w ostatnich wyborach poparło w większości Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana.
Siedemnaście osób wymagało pomocy medycznej po obrzucaniu autobusu kamieniami. Opozycja potępiła brak interwencji policji; rządzący politycy - wraz z prezydentem Erdoganem - oskarżyli przeciwników o prowokacje.
Do ataku na autobus wyborczy doszło również w Izmirze na zachodzie Turcji - bastionie opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) kandydata na prezydenta Kemala Kilicdaroglu. Miejscowy polityk AKP oskarżył zwolenników opozycji o obrzucanie swego pojazdu kamieniami, natomiast posłanka CHP twierdziła, że zwolennicy AKP zaatakowali wcześniej kawiarnię.
Chociaż podczas kampanii nikt nie zginął, to użycie broni palnej jest powodem do niepokoju w kraju, w którym posiadanie broni - legalne lub nielegalne - jest stosunkowo powszechne - podkreśla Al-Dżazira.