Deputowany partii Putina "Jednej Rosji" oskarża polskie media i polityków o spekulacje w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Chodzi o doniesienia "Rzeczpospolitej", która podała, że polscy prokuratorzy i biegli, którzy badali ostatnio wrak tupolewa, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych. Jak pisze dziennik "Izwiestia", deputowany żąda zdecydowanych działań od Komitetu Śledczego, Prokuratury Generalnej oraz rosyjskiej dyplomacji.

REKLAMA

Takich incydentów nie można przemilczać i należy reagować - mówi "Izwiesti" Franc Klincewicz, wiceszef komisji obrony, oburzony "nową falą spekulacji dotyczących katastrofy".

Chce oficjalnych przeprosin i wysłania Polsce - przez MSZ - noty z żądaniem "wpłynięcia na pracowników, którzy rozpowszechniają taką kłamliwą informację". Deputowany już wysłał pisma do prokuratury i Komitetu Śledczego, żądając - jeżeli to konieczne - podjęcia prokuratorskich kroków.

Jego zdaniem takie "informacyjne wrzutki", mogą mieć na celu podważenie autorytetu Prokuratury Generalnej i rosyjskich struktur, co może negatywnie wpłynąć na rosyjsko-polskie stosunki.

Bulwarowa "Komsomolskaja Prawda": Samolotu Kaczyńskiego nikt nie wysadzał

Gazeta "Komsomolskaja Prawda" przekonuje zaś, że ślady wybuchu byłyby zauważalne zaraz po katastrofie, gdy zbierano szczątki samolotu, a jak dodaje - takowych nie było.

Dziennik cytuje eksperta, pilota oblatywacza Aleksandra Akimienkowa: "Nie wyobrażam sobie, jak można podłożyć bombę w samolocie prezydenta. Przecież na lotnisku skąd wylatywał specjalny samolot - pracuje nie byle kto, a tylko sprawdzeni ludzie. W rzeczywistości przyczyną katastrofy był błąd kapitana samolotu. On jednocześnie zniżał się wykorzystując we mgle GPS i wzrokiem szukał ziemi. W rezultacie zapomniał zmniejszyć prędkość zniżania. W momencie lądowania ona powinna wynosić 3 metry na sekundę, a realnie według danych ekspertyzy wynosiła 10-12 metrów na sekundę. Pilot przed zderzeniem z ziemią próbował ją zmniejszyć, ale nie dał rady. Jeżeli pod skrzydłem byłby materiał wybuchowy, to wybuch oderwałby skrzydło. Jednak skrzydło - jak wiadomo - złamało się, ponieważ samolot w czasie spadania uderzył w drzewa".

Szokujące doniesienia o materiałach wybuchowych

Wtorkowa "Rzeczpospolita" podała, że polscy prokuratorzy i biegli, którzy badali ostatnio wrak tupolewa, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych. Jak podał wczoraj dziennik, polscy prokuratorzy mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Nasi biegli odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu ofiar katastrofy bez dokładnego przebadania wraku. Dlatego do Smoleńska wraz z prokuratorami pojechali biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego, z nowoczesnym sprzętem. Według "Rz", urządzenia wykazały między innymi, że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje miały być znalezione również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem.

Także wczoraj po południu - po konferencji prasowej szefa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk. Ireneusza Szeląga, który zdementował doniesienia "Rz" - gazeta oświadczyła, że się pomyliła, pisząc o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały - oznajmiła, zaznaczając, że "jednak nie można wykluczyć materiałów wybuchowych".