"Rośnie gniew Iranu przeciwko Francji!" - ostrzega na pierwszej stronie "Le Figaro". Reżim w Teheranie bardzo agresywnie zareagował na oświadczenie szefa francuskiej dyplomacji - Bernard Kouchner stwierdził, że w sprawie Iranu "trzeba przygotować się na najgorsze, to znaczy na wojnę".
Kouchner zasugerował, że Francja byłaby za ewentualną interwencją zbrojną przeciwko reżimowi w Teheranie. To zasadniczy zwrot francuskiej polityki zagranicznej od czasu objęcia władzy przez prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego.
Czy Francuzi popieraja ten zwrot w polityce zagranicznej swojego kraju? Sprawdzal to na ulicach Paryża nasz korespondnet Marek Gladysz.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Francja naciska na Unię Europejską, by zaostrzyła sankcje przeciwko Iranowi i wywrzeć na Teheran presję. Czas ucieka, a Iran już niedługo może dysponować bombą atomową - tłumaczy "Le Figaro".
Dziennik przyznaje racje Kouchnerowi, że opcja interwencji zbrojnej istnieje i Stany Zjednoczone mogą chcieć - zdaniem gazety - zbombardować Iran, by pokazać, że mimo dużych kłopotów w Iraku ich siły zbrojne są ciągle "żandarmem świata".
Nie jestem zwolennikiem wojen. Moim celem było podkreślenie powagi kryzysu wokół irańskiego projektu atomowego - tłumaczy Kouchner w popołudniowym dzienniku "Le Monde", dodając, że "wyraził ostrą opinie, ale była to opinia pokojowa". Wyjaśnień i debaty w parlamencie domaga się lewicowa opozycja.
Warto pamiętać, że Bernard Kouchner, zanim został szefem francuskiej dyplomacji, popierał jako jeden z niewielu nadsekwańskich polityków interwencję zbrojną w Iraku.