Rosja stopniowo staje się politycznym wasalem Chin i ich zapleczem surowcowym. Gdyby nadal szła tą drogą, dla świata oznaczałoby to możliwość końca hegemonii amerykańskiej - ocenia dr Michał Lubina z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współczesnym stosunkom rosyjsko-chińskim poświęcona jest jego najnowsza książka pt. "Niedźwiedź w cieniu smoka. Rosja-Chiny 1991-2014", która ukazała się właśnie nakładem Księgarni Akademickiej w Krakowie.
Na 600 stronach autor omawia wszystkie kluczowe aspekty relacji rosyjsko-chińskich: stosunki polityczne, ekonomiczne, wojskowe i regionalne oraz drażliwą kwestię chińskiej polityki wobec rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Dr Lubina oparł się głównie na interpretacji dokumentów: umów międzyrządowych, danych Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wyliczeniach transferów broni, danych demograficznych, analizach, raportach, prognozach, opracowaniach innych badaczy oraz swoich rozmowach z rosyjskimi i chińskimi naukowcami.
W rozmowie z Polską Agencją Prasową zauważa, że Rosja i Chiny startowały z podobnego pułapu w 1991 roku, po upadku ZSRR. Minęły 23 lata i dobrze widać, jak wykorzystały ten czas. Rosja to mocarstwo regionalne, desperacko walczące o pozostanie w gronie najważniejszych państw świata. Państwo kierujące się w swojej polityce rewanżyzmem wielkomocarstwowym, z trudem modernizujące się i mające kiepskie widoki na przyszłość - mówi.
Chiny to obecnie drugie supermocarstwo świata, globalny bankier, wkrótce główna gospodarka świata, mogące w ciągu najbliższych dekad zakończyć hegemonię amerykańską. Chiny osiągnęły to nie tylko dzięki lepszym zasobom, ale przede wszystkim dzięki lepszej polityce - podkreśla.
Zdaniem dra Lubiny, relacje między Rosją a Chinami od 1991 roku przypominały sinusoidę. Aż do 2008 roku przebiegały według następującego schematu: gdy stosunki Rosji i Chin z Zachodem były dobre, to ich relacje bilateralne słabły. Gdy dochodziło do tarć z Zachodem, Moskwa i Pekin zwracały się ku sobie.
Od 2008 roku widać jednak wyraźną - i pogłębiającą się - dominację chińską. Chiny coraz skuteczniej czynią z Rosji własne zaplecze surowcowe. Zaś Rosja, która próbowała do tego nie dopuścić od początku XXI wieku, obecnie zdaje się być z tym pogodzona - ocenia ekspert.
Rosja zajęta konfrontacją wokół Ukrainy - i szerzej - reintegracją obszaru postradzieckiego - musi mieć zabezpieczone tyły od wschodu, czyli od Chin. By móc opierać się Zachodowi, Rosja akceptuje, choć niechętnie, dominację chińską. Uważa, że jest to cena, jaką musi zapłacić za marzenia o odzyskaniu imperium. Rosyjski niedźwiedź jest teraz w wyraźnym cieniu chińskiego smoka - komentuje dr Lubina.
Jego zdaniem, tak jak Kanada jest zapleczem i bazą surowcową Stanów Zjednoczonych, tak Rosja zaczyna być bazą Chin. Rosja się jednak na to zgadza, bo wie, że Chiny nie ingerują w rosyjskie sprawy wewnętrzne, nie chcą obalić reżimu i dominacja chińska daje jej więcej możliwości politycznych niż amerykańska - dodaje naukowiec.
Zauważa, że ta sytuacja to powrót do sinocentrycznego świata sprzed 1842 roku, kiedy Chiny były najważniejszym państwem globu. W tym układzie inne państwa mogą funkcjonować i rozwijać się pod warunkiem uznania dominacji chińskiej.
W przypadku Rosji oznacza to, że może realizować swoje projekty reintegracji obszaru postradzieckiego - co w skrajnym wypadku może dotyczyć i Polski - pod warunkiem uznania prymatu chińskiego. To powoduje, że Chiny i Rosja są rewizjonistami obecnego ładu światowego. Chcą zrewidować dominację amerykańską, która Polsce służy. Gdyby więc Rosja rzeczywiście nadal szła tą drogą, którą obecnie zmierza - do stania się wasalem chińskim, dla świata oznacza to możliwość końca hegemonii amerykańskiej - podsumowuje dr Lubina.
Autor dwóch książek: pierwszej w Polsce historii Birmy pt. "Birma. Historia państw świata w XX i XXI w." oraz monografii "Birma: centrum kontra peryferie. Kwestia etniczna we współczesnej Birmie 1948-2013", a także tekstów publicystycznych m.in. w "Rzeczpospolitej", "Tygodniku Powszechnym" i "Wprost".