44 osoby zginęły w katastrofie TU-134, który rozbił się na północy Rosji. Maszyną leciały 52 osoby, załoga liczyła 9 członków. Wypadek przeżyło 8 osób. W bardzo poważnym stanie trafiły do szpitala. Wśród ocalonych jest 10-letni chłopiec. Jego stan jest jednak bardzo ciężki.
Samolot rozbił się w nocy podczas podchodzenia do lądowania na lotnisku w Pietrozawodsku w Rosji. Nie działały tam lampy oświetlające pas startowy - informuje korespondent RMF FM Przemysław Marzec. Wcześniej tupolew zerwał linię energetyczną - twierdzą przedstawiciele władz Karelii.
Pogoda była fatalna: padał deszcz, widoczność ograniczała mgła. Tupolew uderzył w ziemię tuż przed pasem startowym. To sytuacja chyba bardzo podobna do polskiej katastrofy z 10 kwietnia, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i polska delegacja.
Maszyna, która rozbiła się w Pietrozawodsku, była znacznie starsza od prezydenckiego tupolewa. W ostatniej chwili została w Moskwie podstawiona jako samolot zastępczy, przez niewielką linię lotniczą Rus Air.
Uderzenie w ziemię, niespełna kilometr przed pasem startowym przeżyło siedmiu pasażerów i stewardesa. Wszyscy są w stanie krytycznym. Na miejscu katastrofy odnaleziono już czarne skrzynki tupolewa.
Nie wiadomo, dlaczego pozwolono na lądowanie mimo fatalnej pogody. Widoczność w momencie katastrofy wynosiła zaledwie 170 metrów. Wieża lotniska nakazała odejście na drugi krąg, kiedy maszyna była na wysokości 110 metrów. Według służb lotniska, pilot nie znajdował się w osi lotnika i próbując naprawić błąd, skrzydłem, zerwał linie energetyczną. Kilka sekund później samolot runął na drogę.
Jego szczątki zostały rozrzucone na powierzchni kilkuset metrów. Tupolew miał 31 lat, ale według przedstawicieli lini lotniczych był w pełni sprawny.