Około 250 osób zatrzymała policja w miastach Rosji, gdzie na wezwanie opozycjonisty Aleksieja Nawalnego odbyły się zgromadzenia pod hasłem bojkotu wyborów prezydenckich 18 marca. Sam Nawalny, zatrzymany w Moskwie, spędzi dwie doby na komisariacie.

REKLAMA

Szacunki dotyczące zatrzymanych podała organizacja OWD-Info, która zbiera dane o osobach przewiezionych na komisariaty.

Ogółem liczbę osób, które wzięły udział w niedzielnych demonstracjach policja oszacowała na ok. 3 500 w całym kraju. Zgromadzenia, które Nawalny zapowiadał w ponad stu miastach, odbyły się co najmniej w 84 miejscowościach.

W większości miast odbywały się za zgodą władz lokalnych. Jednak nawet tam, gdzie takiej zgody nie było, jak w Moskwie i Petersburgu, gdzie protesty mają największe znaczenie, policja unikała masowych i brutalnych zatrzymań. W stolicy Rosji zatrzymanych zostało około 15 osób, w Petersburgu - około 10.

W Moskwie policjanci wyciągnęli Nawalnego z otaczającego go tłumu zaledwie kilka minut po tym, jak opozycjonista pojawił się na ulicy Twerskiej. Tak jak na wcześniejszych demonstracjach, które zwoływał Nawalny w stolicy, zasada pochodu polegała na tym, by uczestnicy przychodzili w dowolny punkt Twerskiej i dalej maszerowali wzdłuż tej arterii. Nawalny zmierzał w stronę placu Puszkina, gdzie zebrała się największa grupa demonstrujących.

Wieczorem współpracownicy opozycjonisty powiadomili, że pozostanie on przez najbliższe dwie doby na komisariacie policji w dzielnicy Jakimanka. Policjanci sporządzili na niego protokół z powodu wykroczenia administracyjnego - naruszenia trybu zgromadzeń.

Wcześniej w niedzielę zatrzymanych zostało kilku pracowników założonej przez Nawalnego Fundacji Walki z Korupcją. Policja zabrała ich przed południem z biura tej fundacji, forsując drzwi wejściowe i powołując się na informację o podłożonej bombie.

Liczbę uczestników demonstracji w Moskwie policja oszacowała na około tysiąca, współpracownicy Nawalnego i sami uczestnicy mówią o około 6-7 tysiącach.

W Petersburgu udział w zgromadzeniu wzięło ok. 2 tys. ludzi - ocenił portal informacyjny RBK.

Według danych Rady ds. Praw Człowieka, struktury doradczej przy prezydencie Rosji, około tysiąca osób demonstrowało w Jekaterynburgu na Uralu. Od 300 do 600 osób pojawiło się na demonstracjach w Czelabińsku, Permie, Niżnym Nowogrodzie i Nowosybirsku. Od 100 do ponad 200 osób przyszło na wiece m.in. w Orenburgu, Tomsku, Irkucku, Krasnojarsku, Władywostoku i Chabarowsku. Najmniej liczne zgromadzenia odbyły się m.in. w Jakucku i Magadanie; w Pietropawłowsku Kamczackim demonstrowała jedna osoba. Najliczniejsze zatrzymania były w Ufie i Czeboksarach, gdzie policja zabrała odpowiednio 45 i 50 osób.

Jednak moskiewscy komentatorzy oceniają, że ogółem policja celowo unikała brutalnych zatrzymań, by nie nadawać rozgłosu protestom w okresie przedwyborczym. Obserwatorzy zauważają, że zgromadzenia były mniej liczne niż te, które odbywały się na wezwanie Nawalnego na przestrzeni minionego roku.

Politolog Nikołaj Pietrow w komentarzu w niezależnej telewizji Dożd ocenił jednak demonstracje jako sukces Nawalnego. Sukces nie polegał na tym, ile dokładnie ludzi wyszło (na ulice). Zademonstrowano, że także w sytuacji, gdy - jakby się wydawało - Centralna Komisja Wyborcza już ogłosiła (decyzję) i Nawalny nie ma żadnego sposobu, by zarejestrować się (jako kandydat), to stworzona (przez opozycjonistę) infrastruktura działa. I są ludzie, którzy gotowi są w mrozy - ponad czterdziestostopniowe w Jakucku - wychodzić na ulicę i demonstrować - powiedział politolog.

Nawalny wezwał do bojkotu wyborów prezydenckich, gdy CKW oceniła, że opozycjonista nie ma obecnie biernego prawa wyborczego ze względu na ciążące na nim wyroki sądowe i nie będzie mógł brać w nich udziału.

(m)