"Wiemy ze Cemfjord leży na lewym boku. Na dnie panują bardzo mocne prądy. Nawet jeśli nie weźmiemy pod uwagę warunków panujących na powierzchni morza, to to co dzieje się na jego dnie jest bardzo niebezpieczne. Zdajemy sobie sprawę jak trudno w takiej sytuacji wykonać zewnętrzne badania kadłuba za pomocą robota, nie mówiąc już o wchodzeniu do środka" - mówi w rozmowie z londyńskim korespondentem RMF FM Tony Redding, rzecznik armatora cementowca, niemieckiej firmy Brise z Hamburga.
Bogdan Frymorgen: Ostatni raz rozmawialiśmy prawie dwa tygodnie temu. Eksperci z biura badań wypadków morskich zastanawiali się nad wysłaniem do wraku Cemfjorda zdalnie sterowanego robota. W końcu się udało. Jakie są ich ustalenia?
Tony Redding: To prawda. Robota użyto podczas zeszłego weekendu. Ekspertom badającym przyczyny wypadku udało się uzyskać kilka obrazów z dna morza. Tak przynajmniej mi wiadomo. To niezależne od nas badanie wykonano na zlecenie brytyjskiego urzędu. Wiem też, że eksperci napotkali pewne trudności z uwagi na warunki jakie panują na głębokości, gdzie leży wrak Cemfjorda. Nie poinformowano nas, czy badania te zostaną wznowione. Niestety nic więcej nie mogę powiedzieć na ten temat.
Podczas naszej ostatniej rozmowy podkreślał pan wielokrotnie, że nie podjęto żadnych decyzji w sprawie przyszłości Cemfjorda. Czy na podstawie tego co wiadomo teraz, taka decyzja może zapaść w niedalekiej przyszłości?
Wciąż staramy się zebrać wszystkie fakty. Konsultowaliśmy się z firmą, która zatrudnia nurków specjalizujących się w badaniach na głębokości powyżej 70 metrów i którzy doskonale znają warunki panujące w miejscu, gdzie leży statek. Odczuliśmy wyraźnie, że nikt nie chce ryzykować życia w takiej akcji. Nie podjęliśmy ostatecznej decyzji, ale mogę powiedzieć, że skłaniamy się do tego, by uznać wrak Cemfiorda za miejsce wiecznego spoczynku jego załogi i nie wystawiać na niepotrzebne ryzyko innych ludzi. Musimy przedyskutować to raz jeszcze ze specjalistami i rodzinami marynarzy. Mogę też potwierdzić, że w ciągu następnych dwóch miesięcy zorganizujemy w Polsce specjalną uroczystość upamiętniającą ofiary tej katastrofy. Niewykluczone również, że w lecie będziemy mogli przyjąć rodziny załogi w Szkocji i zorganizować dla nich ceremonię złożenia wieńców, w miejscu gdzie zatonął Cemfjord. Musimy się do tego odpowiednio przygotować.
PRZECZYTAJ POPRZEDNIĄ ROZMOWĘ BOGDANA FRYMORGENA
Rozumiem, że zdjęcia uzyskane z dna morza, nie przyczyniły się do żadnych działań jakie mogłyby zostać podjęte?
Wiemy ze Cemfjord leży na lewym boku. Na dnie panują bardzo mocne prądy. Nawet jeśli nie weźmiemy pod uwagę warunków panujących na powierzchni morza, to to co dzieje się na jego dnie jest bardzo niebezpieczne. Zdajemy sobie sprawę jak trudno w takiej sytuacji wykonać zewnętrzne badania kadłuba za pomocą robota, nie mówiąc już o wchodzeniu do środka. To jeszcze bardziej skłania nas do podjęcia decyzji o zostawieniu jednostki tam, gdzie w tej chwili spoczywa.
Wspomniał pan, że nikt nie ma za bardzo ochoty, na badanie wraku od wewnątrz. Takie były pańskie słowa. Czy ma pan na myśli nurków?
Gdyby zaistniała taka potrzeba, podpisalibyśmy kontrakt z firmą, która zatrudnia nurków. Ale przeprowadziliśmy konsultacje z ekspertami, którzy specjalizują się w tego typu operacjach. Według ich opinii taka próba byłaby zbyt ryzykowna.
Muszę w takim razie zadać pytanie o ewentualne wydobycie statku na powierzchnię. Gdy rozmawialiśmy ostatnim razem powiedział pan, że to mało prawdopodobne.
Tak. To bardzo mało prawdopodobne. Nic co zdarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni, nie skłania nas do zmiany tego stanowiska.