"Zjednoczona Europa chce mieć wpływy w Europie Wschodniej i chce, żebyśmy i my za to trochę zapłacili" - mówił Władimir Putin o dochodzeniu antymonopolowym wobec Gazpromu, wszczętym we wtorek przez Komisję Europejską. Zdaniem prezydenta Rosji, decyzja KE nie jest krokiem w stronę wojny handlowej, a jedynie sygnałem, że to Rosja będzie musiała częściowo wziąć na siebie zasilanie unijnego budżetu.
Putin odniósł się do decyzji Komisji Europejskiej podczas konferencji prasowej, kończącej dwudniowy szczyt Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku we Władywostoku. Rosyjski prezydent dał jasno do zrozumienia, że współczesna Rosja nie brała i nie weźmie na siebie żadnych zobowiązań dotyczących nierynkowych regulacji w państwach Europy Wschodniej. Oznacza to, że kraj będzie niechętny do jakichkolwiek ustępstw w sprawie Gazpromu.
Według prezydenta Rosji samo dochodzenie wobec koncernu jest konsekwencją ciężkiej sytuacji w strefie euro. Chodzi przede wszystkim o państwa Europy Wschodniej. Problem polega na tym, że wszystkie te kraje swego czasu zostały przyjęte do Unii Europejskiej i UE zobowiązała się do subsydiowania ich gospodarek. Teraz - jak na to wygląda - Komisja Europejska uznała, że część obciążeń związanych z tym subsydiowaniem powinniśmy wziąć na siebie - oświadczył Putin.
Prezydent Rosji zauważył, że obecne działania KE wobec Gazpromu nie są niczym nowym. Już w zeszłym roku dokonano przeszukań w niektórych zagranicznych pomieszczeniach Gazpromu. Teraz czyniony jest drugi krok w tym kierunku. Ubolewamy, że tak się dzieje - oznajmił. Nie był jednak zdziwiony krokiem KE. Zjednoczona Europa pragnie zachować polityczne wpływy. Chce przy tym żebyśmy i my za to trochę zapłacili. Jest to niekonstruktywne podejście - dodał Putin.
Gospodarz Kremla podkreślił jednocześnie, że Rosja i Unia Europejska nie znalazły się w stanie "wojny handlowej". Łączą nas dobre, konstruktywne stosunki. Nie są to żadne działania bojowe, nie jest to wojna handlowa - ocenił.
We wtorek Komisja Europejska wszczęła dochodzenie antymonopolowe wobec Gazpromu. KE sprawdzi, czy rosyjski koncern nie nadużywa swojej dominującej pozycji na rynku dostaw gazu do Europy Środkowo-Wschodniej i nie pogarsza w ten sposób bezpieczeństwa dostaw do konsumentów w Unii Europejskiej.Komisja podejrzewa, że Gazprom, który w ponad 50 procentach jest własnością państwa rosyjskiego, utrudnia swobodny przepływ gazu w całej UE i każe swoim klientom płacić nieuczciwe ceny, uzależniając w kontraktach cenę dostarczanego przez siebie błękitnego paliwa od ceny ropy naftowej na światowych rynkach.
Rozpoczęcie dochodzenia przez Komisję Europejską to efekt niezapowiedzianych wizyt inspektorów KE w 20 spółkach z 10 krajów UE, położonych w Europie Środkowo-Wschodniej. Inspekcje odbyły się we wrześniu 2011 roku w firmach zajmujących się dostawami, przesyłem i magazynowaniem gazu dostarczanego m.in. przez Gazprom. Inspektorzy zawitali m.in. do polskiego PGNiG, kupującego gaz od rosyjskiego koncernu oraz do państwowego operatora gazociągów przesyłowych Gaz-System.
Jak tłumaczyła przed rokiem KE, Bruksela musi reagować, gdy na rynku UE mogą być stosowane praktyki zagrażające konkurencji, bez względu na to, czy stosują je firmy unijne czy zagraniczne.
W środę Gazprom oświadczył, że przestrzega wszystkich przepisów prawa międzynarodowego oraz narodowego w krajach, w których prowadzi interesy. Zauważył też, że jest zarejestrowany "poza jurysdykcją UE". Jednocześnie zapewnił, że będzie "w dobrej wierze", "w imię konstruktywnego dialogu", współpracować z Komisją Europejską.
Justyna Satora