Dwadzieścia dzikich kotów, w tym tygrys bengalski, cztery pumy i cztery rysie rude, zmarło po zarażeniu się ptasią grypą w sanktuarium dla zwierząt w Shelton, w stanie Waszyngton. Choroba szybko rozprzestrzeniła się w stadach drobiu w USA docierając do gospodarstw domowych i zabijając zwierzęta. Trzy inne koty udało się uratować, jeden jest w stanie krytycznym.

REKLAMA

Nigdy nie wydarzyło się coś takiego - zazwyczaj umierają ze starości - powiedział dyrektor Wild Felid Advocacy Center Mark Mathews dla New York Times.

W zeszłym tygodniu centrum ogłosiło na Facebooku, że ptasia grypa dotknęła ponad połowę dzikich kotów znajdujących się w ośrodku. Trzy tygodnie wcześniej sanktuarium zostało tymczasowe zamknięte dla gości, po stwierdzeniu, że niektóre zwierzęta doświadczają nieznanej choroby.

Wraz z naszym zespołem weterynaryjnym, pracujemy niestrudzenie, aby ustalić przyczynę i znaleźć rozwiązanie - informuje ośrodek. 6 grudnia centrum ogłosiło, że potwierdzono obecność ptasiej grypy u niektórych zwierząt.

Centrum wyjaśniło, że ptasia grypa może atakować mięsożerne ssaki, które spożywają skażony drób. "Koty są szczególnie podatne na ten wirus. Początkowe objawy są subtelne, jednak szybko postępują, przypominając zapalenie płuc. Śmierć często następuje w ciągu 24 godzin" - przekazano w oświadczeniu, dodając, że w ośrodku panuje kwarantanna i pozostaje on zamknięty do odwołania.

W sanktuarium pozostało tylko 17 zdrowych kotów.