Siedem psów zginęło w pożarze, do którego doszło w Walii. Jak informują media, zwierzęta prawdopodobnie zostały oblane benzyną. Policja poszukuje sprawcy.
Do zdarzenia doszło w niedzielę w miejscowości Rhymney w Walii. 42-letnią właścicielkę hodowli psów obudziło w nocy szczekanie i skowyt zwierząt. Kiedy kobieta poszła sprawdzić, co się dzieje, zobaczyła, że płoną budy, w których czworonogi przebywają.
Dwa buldogi francuskie, ciężarna samica cocker spaniela, bull corss i trzy charty prawdopodobnie zostały oblane benzyną. Zwierzęta paliły się żywcem.
Płomienie sięgały wysokości domu - mówi właścicielka.
Sześć psów zginęło w ogniu, siódmy - musiał zostać uśpiony ze względu na liczne poparzenia.
Zwierzęta, z których część należała do przyjaciół rodziny, przebywały w budach na działce w pobliżu domu.
Straż pożarną wezwali sąsiedzi, ponieważ właściciele w tym czasie próbowali ugasić ogień oraz uratować psy.
Przyjechała straż pożarna i nadal słychać było krzyki oraz ujadanie psów, a potem nagle wszystko ucichło - mówiła właścicielka hodowli w rozmowie z portalem express.co.uk.
Śledczy uważają, że doszło do podpalenia. Nie wpuszczono nas tam, ponieważ dach się zawalił. Nie wolno nam było dotykać psów, dopóki nie pojawili się kryminalistycy - powiedziała właścicielka hodowli.
Kobieta opisała atak jako "chory" i "podły". To było przerażające, absolutnie przerażające. Moje dzieci mają złamane serce. Po prostu nie mamy żadnych słów - mówiła.
Policja też płakała - pani sierżant. Wszyscy tam po prostu szlochali, bo nigdy czegoś takiego nie widzieli. Kogoś, kto to zrobił, trzeba zamknąć, jest całkowicie pokręcony i ma problemy z głową - dodawała.
Z takimi ludźmi jest coś naprawdę nie tak. Chcemy tylko, żeby ich złapano oraz ukarano. Dopóki nie trafią za kraty, nie czujemy się bezpiecznie. Szczerze mówiąc, nie czuję się w tej chwili bezpiecznie we własnym domu - podkreślała.