Prypeć to miasto wybudowane specjalnie dla pracowników elektrowni w Czarnobylu. 26 kwietnia 1986 roku mieszkało tam 50 tysięcy ludzi. Był pięknym ciepłym miastem, pełnym zieleni, róż i dzieci. Dziś Prypeć to przerażająco puste miejsce – miasto duchów.

REKLAMA

Ale wbrew temu co podpowiada nam wyobraźnia strefa największej katastrofy nuklearnej to nie apokaliptyczna wizja ziemi jałowej, nieodwracalnie zatrutej strontem i cezem. Wokół zielenieje las, słychać ptaki. Bo wprawdzie poziom promieniowania jest zbyt wysoki, aby mogli tam żyć ludzie, ale opuszczone miasto zagarnia dla siebie przyroda. Co ciekawe, większość zwierząt – poza konikami Przewalskiego – wróciła do strefy zero z własnej woli. Na tej wymarłej ziemi żyją, rozmnażają się tysiące zwierząt – dziki, wilki, rysie, jelenie, łosie. W strefie swoje gniazda wiją czarne bociany i orły.

Prypeć, wesołe miasteczko. / Krzysztof Zasada / RMF FM
Michajło Urupa nie wyjechał ze strefy po katastrofie. Mieszka we wsi Paryszew, kilka kilometrów od elektrowni. / Krzysztof Zasada / RMF FM

Ale złudzenie, że to miejsce naprawdę żyje, nie trwa długo. O tym, że jesteśmy w miejscu katastrofy nuklearnej przypominają widoczne w poszyciu i krzakach charakterystyczne, trójkątne czerwono-żółte znaki ostrzegające przed promieniowaniem. Co jakiś czas pojawiają się także tablice z nazwami wiosek, wiosek, których nie ma; są jedynie przerośnięte pagórki – cmentarzysko domów. Całe miejscowości z powodu promieniowania trzeba było pogrzebać pod ziemią. Był tam nasz specjalny wysłannik RMF FM Krzysztof Zasada. Posłuchaj:

Ale są i miejsca, których nie skryła glina, piach i trawa - całe cmentarzyska samochodów, helikopterów i innych pojazdów biorących udział w akcji ratunkowej po katastrofie w Czarnobylu, opustoszałe blokowiska, opuszczone place zabaw, rdzewiejące karuzela wesołego miasteczka. Tu widać popękany asfalt na drodze, szyby w oknach wielopiętrowych budynków mieszkalnych, hoteli, biur pokryte grubą warstwą brudu i kurzu, gdzieniegdzie powybijane. Olimpijski (w rozmiarach) basen bez wody, za to pełen potłuczonego szkła, porośnięty trawą. To Prypeć – niegdyś piękne miasto zbudowane specjalnie dla pracowników elektrowni w Czarnobylu. Dla wielu był to raj na ziemi. Mieszkali tam przede wszystkim wykształceni, młodzi ludzie – średnia wieku to 26 lat.

O Prypeciu mówi się że to radzieckie Pompeje radiacji. Tu poziom promieniowania po katastrofie był jeden z najwyższych w całej strefie. Nadal w glebie zalega ok. 2 mln m sześc. związków radioaktywnych. Nikt nie wie, kiedy człowiek będzie mógł bezpiecznie wrócić do Czarnobyla. Może za sto, może za kilkaset lat - mówią naukowcy.

Dwadzieścia lat temu mieszkańcy Prypeci nie mieli pojęcia, że doszło do katastrofy w czarnobylskiej elektrowni; że eksplodował reaktor i doszło do radioaktywnego skażenia. Dopiero następnego dnia rano poinformowano o wypadku i zarządzono ewakuację miasta. Po mieszkańców przyjechało ponad tysiąc sto autobusów z całej Ukrainy; o godz. 5 po południu miasto było puste.

Od czasu katastrofy w Czarnobylu do trzydziestokilometrowej skażonej strefy wokół elektrowni wróciło już około czterystu osób. Nie do samej Prypeci, lecz do innych, mniej radioaktywnych wiosek, położonych raczej na obrzeżach strefy. Wrócili nielegalnie, ale władze widząc ich determinację, pozwalają im zostać. Podstawiają autobusy, by ludzie ci mogli pojechać do lekarza, czy na targ, przyjeżdżają obwoźne sklepy, które przywożą nieskażoną żywność.

Jak mieszka się w miejscu, które w Europie utożsamiane jest ze śmiercią, z jedną z rodzin rozmawiał nasz specjalny wysłannik Krzysztof Zasada. To małżeństwo Urupów - Maria i Michajł. Mają odpowiednio – 70 i 78 lat. Nie dali się wysiedlić ze strefy. Mieszkają sobie tuż pod Czarnobylem w wiosce, choć to dużo powiedziane (jeden dom wśród pól i bagien) Paryszew – mniej niż 10 kilometrów od reaktora IV.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Dziś, w dobie terroryzmu, wymarłe miasto Prypeć, jest wykorzystywany przez naukowców do badań nad rozprzestrzenianiem się opadów promieniotwórczych w mieście. Katastrofa w Czarnobylu przypominała bowiem eksplozję gigantycznej "brudnej bomby", której celem jest rozsianie materiału radioaktywnego i skażenie jak największej przestrzeni przy wykorzystaniu konwencjonalnych ładunków wybuchowych.