Utrudnianie śledztwa, krzywoprzysięstwo i składanie fałszywych zeznań – to zarzuty wobec Lewisa Libby'ego, szefa personelu wiceprezydenta USA Dicka Cheneya. Libby natychmiast podał się do dymisji. To kolejny akt skandalu w amerykańskiej administracji.

REKLAMA

Libby’emu grozi do 30 lat więzienia i ponad milion dolarów grzywny. Biały Dom poinformował, że jego rezygnacja została przyjęta.

Sprawę przecieku prowadzi niezależny prokurator Patrick Fitzgerald. Mąż ujawnionej agentki twierdzi, że była to zemsta Białego Domu na nim za raport, w którym kwestionował rzekome dowody na to, iż reżim Saddama Husajna próbował zdobyć broń masowego rażenia. Dowodami tymi administracja Busha uzasadniła inwazję na Irak w marcu 2003 roku.

Prokurator przedstawił dokumenty, dotyczące odpowiedzialności właśnie szefa personelu Dicka Cheneya za wydostanie się tożsamości agentki. Prokurator nie zdecydował się jednak postawić zarzutów jednemu z najbliższych współpracowników prezydenta Busha, Carlowi Rove’owi. Jego nazwisko także wymieniane jest w kontekście przecieku na temat Valerie Plame.

Notowania prezydenta Busha spadają w zastraszającym tempie. Pocieszający dla Amerykanów jest jednak fakt, że nawet najważniejsi ludzie w kraju nie mogą się czuć bezkarni.