Ariel Castro, który porwał i przez lata więził trzy kobiety, powiesił się w więziennej celi - podaje telewizja CBS News. Na początku sierpnia Castro został skazany na tysiąc lat za kratami, bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie.
Trwa śledztwo w sprawie śmierci Castro. Wiadomo, że przebywał on w pojedynczej celi, która była sprawdzana przez strażników co pół godziny.
53-letniego Castro oskarżono m.in. o uprowadzenie, uwięzienie, gwałcenie trzech młodych kobiet, które przetrzymywał przez około 10 lat w swoim domu w Cleveland w stanie Ohio. Według policji Castro bił i pętał swe ofiary. Do uwolnienia kobiet doszło w maju, gdy sąsiad, zaniepokojony krzykami w pobliskim domu, poszedł sprawdzić, co się dzieje i odnalazł tam zaginione kobiety.
Były nimi: Amanda Berry, która zniknęła w 2003 roku, gdy miała 16 lat, Gina DeJesus, która zaginęła w 2004 roku jako 14-latka oraz 32-letnia obecnie Michelle Knight, zaginiona w 2002 roku. Jak potwierdziły testy DNA, Castro ma z Berry 6-letnią córkę.
Tuż przed ogłoszeniem wyroku Castro mówił, że jego postępowanie było "złe". Nie jestem potworem, jestem chory - oświadczył, dodając, że jest uzależniony od pornografii.
Castro przyznał się do łącznie 937 zarzutów dotyczących morderstwa, porwania i gwałtu. Na mocy ugody uniknął kary śmierci za bicie i głodzenie ciężarnej kobiety.
CBS News