Wygląda na to, że holenderska skrajna prawica ukręciła bicz na samą siebie. Portal, który miał ujawniać prawdę o Polakach pracujących w Holandii okazał się lipą i wielką klapą. Korespondentka RMF FM dotarła do danych dotyczących liczby rzekomych skarg składanych na naszych rodaków. Wynika z nich, że większość osób skarży się nie na obywateli Europy Środkowo-Wchodniej, ale na samych założycieli portalu.
Pomysłodawca strony, lider Partii Wolności Geert Wilders chwalił się publicznie, że ogólna liczba skarg na imigrantów wyniosła sto tysięcy. Hero Brinkman holenderski polityk, który odszedł z PW twierdzi, że to bzdura.
Dane, które przytacza Hero Brinkman są miażdżące dla zwolenników lidera skrajnej, holenderskiej prawicy. Więcej niż połowa wpisów, to skargi osób, które całkowicie nie zgadzają się z istnieniem portalu - twierdzi Brinkman. Oznacza to, że 50 tysięcy wpisów to skargi nie na Polaków, ale na samego Wildersa i jego stronę. Polityk podkreśla też, że z pozostałych zgłoszeń połowę stanowią skargi na sytuację w Holandii oraz na rząd.
Zaledwie jedna czwarta to rzeczywiście skargi na imigrantów z Europy Środkowej i Wschodniej. Większość z nich jest bardzo ogólna, pozbawiona jakichkolwiek konkretów. Nie da się ich udowodnić i przypisać do konkretnych przypadków. Tylko znikomą cześć skarg można potraktować poważnie.
Lider Partii Wolności tuż po założeniu portalu chwalił się, że liczba skarg na obcokrajowców, przychodzących za pośrednictwem portalu jest ogromna. Teraz okazuje się, że podane przez niego informacje nie były prawdziwe.
Hero Brinkman, kiedy odszedł ze skrajnej prawicy mocno zachwiał rządem. Nieformalna koalicja rządząca z Partią Wolności miała większość w liczącym 150 osób parlamencie. Po odejściu Brinkmana koalicja straciła polityczną przewagę. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Brinkman nie ukrywa, że na jego decyzji zaważyła sprawa z antypolskim portalem.
Polityk od początku był przeciwny pomysłowi Wildersa o uruchomieniu portalu. Na razie Brinkman zapowiedział, że będzie popierał rząd, jeżeli jednak się rozmyśli, to gabinet premiera Rutte może upaść. I przyczyni się to tego ksenofobiczny portal.
Na początku lutego RMF FM i RMF24 uruchomiły akcję "Tulipan to lipa" - była to nasza odpowiedź na holenderski, ksenofobiczny portal. Większość naszych słuchaczy i internautów była zdania, że działalności Partii Wolności nie można zostawić bez odzewu.
Na RMF24.pl umieściliśmy plakat protestacyjny z hasłem "Tulipan to lipa". Mogliście go ściągać, i umieszczać na serwisach społecznościowych. Można go było również wysłać np. do ambasady Holandii lub do szefa Partii Wolności Geerta Wildersa. Przeczytaj o akcji "Tulipan to lipa".
W ten sposób chcieliśmy uświadomić Holendrom, że ich dobrobyt to także zasługa pracy Polaków oraz tego, że kupujemy holenderskie towary w polskich sklepach. Na ksenofobię - odpowiedzieliśmy humorem. Okazuje się, że mieliśmy rację. "Lipą" okazał się bowiem sam portal, który zamiast zbierać skargi na naszych rodaków, jak planowali pomysłodawcy, posłużył do skarżenia się na założycieli tej strony.
Z podatków płaconych rocznie przez Polaków do budżetu Holandii wpływa rocznie miliard dwieście tysięcy euro. Gdyby Polacy przestali tam przyjeżdżać, byłby to poważny cios dla holenderskiej gospodarki. Firmy, które teraz zatrudniają Polaków, nie znalazłyby łatwo pracowników. Oznaczałoby to dla nich albo bankructwo, albo przeniosłyby produkcję do krajów spoza Unii.
Całe gałęzie holenderskiej gospodarki są uzależnione od pracy Polaków. To Polacy pracują przy uprawach tulipanów czy hiacyntów. Zatrudniani są w warzywnictwie i ogrodnictwie a także w przemyśle - głównie budownictwie i metalurgii.
Holenderska gospodarka straciłaby miliardy euro, gdyby nas zabrakło. Korzyści dla holenderskiej gospodarki z pobytu Polaków w Holandii oblicza się na prawie 2 mld euro rocznie.
W zeszłym roku sprowadziliśmy z Holandii towary o wartości prawie 21 miliardów złotych - wynika z ostatnich wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego. To niemal cztery procent całego naszego importu.
Sprowadzamy głównie maszyny - traktory i sprzęt rolniczy. Na następnym miejscu jest chemia i diamenty, które jubilerzy masowo sprowadzają z portu w Amsterdamie.
W ubiegłym roku towary z Holandii bojkotowali Rumuni. To był ich protest przeciwko zablokowaniu przez Holendrów wejścia Rumunii do strefy Schengen. Prezydent Traian Basescu zaapelował wtedy o niekupowanie holenderskich warzyw.
W Rumunii zatrzymano także 15 ciężarówek z cebulkami i nasionami holenderskich tulipanów. Kilka z nich odesłano z powrotem do kraju pochodzenia.