Co najmniej sto dziesięć osób zginęło w katastrofie wycieczkowego statku "Bułgaria". Trzydzieści z nich to dzieci - poinformowały rosyjskie służby. Większość ciał wciąż znajduje się we wraku jednostki. Nadal nie wiadomo, ilu dokładnie pasażerów było na pokładzie. Mówi się nawet o dwustu osobach.
W poniedziałek z Wołgi wyłowiono ciała dziewięciu pasażerów. Według rosyjskiego Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych służbom udało się uratować ok. 80 osób. Według władz Tatarstanu na pokładzie znajdowało się 196 osób, ale 15 z nich nie figurowało na liście pasażerów.
W niedzielę jednostka zatonęła na Wołdze niedaleko Kazania, stolicy rosyjskiego Tatarstanu. Wycieczkowiec już kilka lat temu został wycofany i przeznaczony na złom.
Ludziom pomógł przepływający obok wycieczkowiec Arabella. Uratowani opowiadają jednak, że inne jednostki nie podjęły akcji ratowniczej. Nie pomogli, przepływały obok dwa statki. Machaliśmy rękami, nie zatrzymali się - opowiada jeden z ocalonych z katastrofy.
Do zatonięcia doszło przy fatalnej pogodzie. Była burza, padał silny deszcz, szanse na ratunek były minimalne. W miejscu, gdzie doszło do wypadku rozlewisko Wołgi ma szerokość 20 kilometrów. Na pokładzie znajdowało się wiele dzieci, które nie zdołały wydostać się z tonącego statku. Na miejscu katastrofy nadal pracują nurkowie.