"Wystarczy, że ludzie wpadną w panikę. Upadnie parę osób na ziemię i nieszczęście gotowe" - tak Hani Hraish, imam społeczności muzułmańskiej w Trójmieście komentuje wielką tragedię w Mekce. 717 osób zostało tam stratowanych na śmierć, 863 zostało rannych podczas dorocznej pielgrzymki. "Niech pan mi uwierzy, chyba nie ma innej imprezy na świecie, która jest bardziej zorganizowana niż pielgrzymka w Mekce. I podziwiam organizatorów. Tam jest dużo ludzi zaangażowanych do pomocy, wśród Saudyjczyków i nie tylko Saudyjczyków. Po prostu los tak chciał i zdarzają się wypadki" - stwierdza w rozmowie z naszym reporterem. I podkreśla: "My muzułmanie zawsze liczymy się ze śmiercią. Szczególnie na tej pielgrzymce".
Kuba Kaługa, RMF FM: Do tragedii doszło w dolinie Mina. Co to jest za miejsce i dlaczego tyle osób udaje się tam w tych dniach?
Hani Hraish, imam społeczności muzułmańskiej w Trójmieście: Muzułmanie, w swojej religii, którzy mają możliwości finansowe i którzy mają także zdrowie, mają obowiązek w swoim życiu odbyć pielgrzymkę do Mekki. Jest to ciąg dalszy tradycji naszego wspólnego proroka Abrahama. Gdy się pojawił ze swoją żoną Hagar, a także ze swoim synem Izmaelem, pan Bóg kazał Abrahamowi, żeby zabrał rodzinę, drugą żonę razem ze swoim synkiem do doliny w Mekce. Dzisiejsza Mekka... tam była, niezamieszkana w ogóle dolina - bez żadnych upraw, bez żadnych drzew. Wody nawet wtedy tam nie było, ale tak Pan Bóg kazał, żeby zabrał swoją rodzinę i tam ich zostawił. Jest to, można powiedzieć, ciąg dalszy tej tradycji abrahamskiej. Muzułmanie mają obowiązek odbywania pielgrzymki do Mekki i składania ofiar Bogu, ale to przede wszystkim na rzecz potrzebujących muzułmanów na całym świecie. I być na tej pielgrzymce, to dla każdego muzułmanina wielki obowiązek i wielki zaszczyt. Bo gdy człowiek odbywa pielgrzymki tak jak należy, z intencją tylko szczerą, dla Pana Boga, to powraca z tej pielgrzymki jak nowo narodzony, jakby rozgrzeszony, jakby odkupił te wszystkie swoje grzechy, które popełniał dotychczas.
Jaka jest atmosfera tam na miejscu? Bo to są ogromne tłumy ludzi.
Atmosfera naprawdę jest wspaniała. Jak można zgromadzić ponad dwa miliony ludzi w tym samym miejscu, mimo różnicy nacji, mimo różnicy koloru, mimo różnicy języków? Zbiera się taka liczba ludzi z różnych stron świata. Jest to wielka konferencja dla muzułmanów w jednym miejscu. Taka sytuacja jest rzadko spotykana na świecie, w dodatku jest to obowiązek religijny dla muzułmanów.
Tak jak miałem okazję widzieć jakieś obrazki, filmy, zdjęcia... To rzeczywiście jest ogromny tłum, to jest głowa przy głowie, ciało przy ciele.
Tak, ja powiem, ja odbywałem tę pielgrzymkę w 2002 roku. Akurat w tym dniu, tak jak dzisiaj. Byłem strasznie chory, ledwo stałem na nogach. I myślałem, że ktoś inny rzuci te symboliczne kamyki w szatana, bo już nie miałem siły stanąć na nogach. Ale wtedy, mój przyjaciel Syryjczyk, który jest lekarzem w Białymstoku - akurat całą pielgrzymkę byłem razem z nim, przyjaźniliśmy się - mówi: albo dzisiaj, albo sam też nie pójdzie. I wziął mnie za ramiona, i pamiętam, odbywaliśmy ten obowiązek rzucania kamyków w szatana, symboliczny, bez żadnych problemów, mimo że byłem chory. Ale akurat tak los chciał może, że tyle ludzi w dzisiejszym dniu zginęło, mimo wielkich starań ze strony organizatorów, ze strony państwa - Arabii Saudyjskiej. W tym miejscu w 2006 roku też doszło do tragedii. Ponad 360 osób zginęło. Wtedy tam było płasko, rzucali ludzie kamienie z terenu płaskiego. A teraz zbudowano most, który ma 4 piętra i z tego mostu rzucali ludzie kamyki, do tych miejsc, gdzie się rzuca w szatana. I to jest tak zrobione, że fundamenty mostu mogą utrzymać dokładnie 12 pięter. Na dziś długość tego mostu ma ponad kilometr, ale niestety, zdarzyło się to, co miało się zdarzyć.
Zastanawiał się pan nad tym jak to się tam zaczęło?
Wystarczy, że ludzie wpadną w panikę i padnie kilka osób na ziemię. Ja pamiętam jak byłem na pielgrzymce - gdy okrążaliśmy świątynie Al-Kaba, to szliśmy jak jedna wielka masa, ale to naprawdę wszystko było harmonijne. Nie czuło się, że idziemy sami, tylko idziemy razem w jednym tłumie i faktycznie zdarza się czasami, że ktoś się potknie i spadnie. Jeśli nikt mu nie pomoże, to on może zostać zdeptany, mimo że ludzie starają się pomóc każdemu. To jest po prostu wielki tłum. Dzisiaj musiał być bardzo wielki tłum, jeśli mówimy o śmierci ponad 700 osób i ponad 800 rannych. To musiała być strasznie duża panika, strasznie dłuży tłum. Wszyscy starali się, żeby wypełnić obowiązek zrzucania kamyków w szatana, rzuca się ogólnie cztery razy, dzisiaj obowiązkowo... Później ludzie z tej doliny Miny jadą do Mekki i wtedy chodzą koło świątyni 7 razy i znowu wracają do Miny, w której spędzają 3 dni.
I dalej rzucają kamieniami?
Ale to już jest mniejszy tłum, bo część ludzi jak się spieszy, to już nie musi wracać do Miny, może po okrążeniu świątyni Al-Kaba, już zakończyć swoją pielgrzymkę, a jak będzie chciał, to może wracać jeszcze na trzy dni do Miny. Mina to jest największe miasteczko namiotowe, które funkcjonuje tylko cztery dni w roku. Poza tym tak naprawdę nic się tam nie dzieje.
Czy pan miał okazję zajrzeć do mediów arabskojęzycznych?
Zanim pan dzwonił do mnie zaglądałem do Al-Dżaziry. Jest to stacja - dla nas Arabów, dla nas muzułmanów - wiarygodna i ona jest na bieżąco, ma świeże wiadomości. Mówili, że zginęło ponad 720 osób, ponad 800 jest rannych, to jest duża liczba. Ale ci ludzie można powiedzieć, że liczą się z tym, że nie powrócą. Każdy pielgrzym liczy się z tym, że może nie wrócić do domu. I tak, jak powiedziałem, jest to wielki zaszczyt odbywać pielgrzymkę. A dla niektórych, jeśli tak pan Bóg zapisał, że pozostaną jednak na tych świętych ziemiach, to jeszcze większy zaszczyt być pochowanym w tym miejscu. Dla nas muzułmanów to jest najświętsze miejsce, jakie może być na ziemi.
Ale pielgrzymi rzeczywiście, liczą się z tym, że mogą tam zginąć? Bo tam w zasadzie co roku dochodzi do takich wypadków. Oczywiście nie zawsze na taką skalę.
My muzułmanie zawsze liczymy się ze śmiercią i mądry ten, który zawsze myśli o śmierci i nie da się jej zaskoczyć. Jesteśmy przygotowani. Szczególnie na tej pielgrzymce, jak pan popatrzy, na te ubrania pielgrzymów, one są jednakowe - bez względu na poziom społeczny, wykształcenie, bez względu na nację. Łączy nas na tej pielgrzymce wiara, a dodatkowo jeden ubiór. Biały, czysty ubiór. W rodzaju całunu, czyli ubranie muzułmanina po śmierci, czyli coś w tym jest, tak że każdy liczy się z tym.
Jakie to zdarzenie ma wpływ na przebieg samego święta? Czy - upraszczając - ta pielgrzymka jest przerwana z tego powodu?
Jak czytałem, ta ulica gdzie to się stało, to jest ulica 204. Pielgrzymi zostali skierowani na inne, luźniejsze ulice. Na pewno na tej ulicy zostały przerwane te obchody czy ceremonie. Po prostu ukierunkowano ludzi gdzie indziej. Pielgrzymka ma swoje miejsce, ale także ma swój określony czas. Ona nie może być przerwana z powodu takiego wypadku. Kieruje się ludzi inaczej, tak jak w mieście jest wypadek - to trzeba znaleźć inne przejezdne drogi, by nie utrudniać innym życia. Nie da się przerwać pielgrzymki. W jednym miejscu wydarzył się wypadek, ale jest więcej dróg, które prowadzą do tego samego miejsca. Jak czytałem, straż miejska na pielgrzymce ograniczyła przechodzenie ludzi przez tą ulicę nr 204, a przechodzą innymi drogami.
Do kiedy to święto trwa?
Kończy się w niedzielę po południu, to ostatni dzień świąt.
Czy jest możliwe wprowadzenie takich środków ostrożności, które by podobne sytuacje wyeliminowały? Czy też trzeba sobie jasno powiedzieć: tego się nie da tam zrobić?
Niech pan mi uwierzy, chyba nie ma innej imprezy na świecie, która jest bardziej zorganizowana niż pielgrzymka w Mekce. I podziwiam organizatorów. Tam jest dużo ludzi zaangażowanych do pomocy, wśród Saudyjczyków i nie tylko Saudyjczyków. Po prostu los tak chciał i zdarzają się wypadki. To nie oznacza, że taka pielgrzymka jest ryzykowna. Tę pielgrzymkę odbywali ludzie i teraz też będą odbywać. Jest coraz bardziej zorganizowana. Ja mówię, w 2006 roku był wypadek i zginęło ponad 360 osób. Teraz mamy 2015, czyli przez prawie 9 lat był spokój.
Kuba Kaługa