W nocy z soboty na niedzielę ewakuowano wszystkich mieszkańców rybackiego miasteczka Grindavik na Islandii, do którego dotarła płynąca lawa z wulkanu na półwyspie Reykianes. To najpoważniejsze zniszczenia wywołane na Islandii przez wulkan od 1973 roku. Pani premier Katrin Jakobsdottir nazwała 14 stycznie czarnym dniem w historii kraju. "Wszyscy jesteśmy zszokowani całą tą sytuacją. Człowiek nie czuje się bezpiecznie, widząc takie momenty" - mówi na antenie internetowego Radia RMF24 Aleksandra Stanik, pilotka i organizatorka wycieczek po Islandii.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Mieszkańcy Grindaviku, którzy wrócili do swoich domów po grudniowej erupcji, zostali ponownie ewakuowani, gdy doszło do serii trzęsień ziemi na północy miasta. Lawa wypływająca ze szczeliny wulkanicznej zniszczyła osiedle domów jednorodzinnych, a trzy z nich stanęły w płomieniach.
Erupcja zaczęła się wczoraj, 14 stycznia. Najpierw otworzyła się pierwsza szczelina, a potem następna około godziny 14, tuż obok miasteczka. Nie wyglądało to dobrze. Wszyscy jesteśmy zszokowani całą tą sytuacją. Człowiek nie czuje się bezpiecznie widząc takie momenty - mówi Aleksandra Stanik.
Mimo ogromnego niebezpieczeństwa ewakuacja przebiegła sprawnie i nikt z mieszkańców nie jest zagrożony. Loty odbywają się bez zmian, a turyści wciąż przybywają na wyspę. Problemem jest natomiast perspektywa powrotu do Grindaviku.
Organizacja Czerwonego Krzyża prowadzi obecnie zbiórkę na rzecz ewakuowanych, a Departament Ochrony Ludności organizuje spotkania, dzięki którym można obserwować informacje na żywo w mediach.
Podobno to jeszcze nie koniec. Jest jeszcze zagrożenie, że wulkan może otworzyć szczeliny w obrębie Blue Lagoon, czyli Błękitnej Laguny, jednego z najpiękniejszych miejsc w Islandii. To byłoby naprawdę bardzo smutne, gdyby nagle z powierzchni ziemi zniknęło to wspaniałe miejsce, gdzie miliony turystów przyjeżdża po to, by skorzystać z błogosławieństwa i relaksu - mówi Aleksandra Stanik.
Islandzcy naukowcy zajmujący się monitorowaniem aktywności wulkanicznej przewidzieli erupcję wulkanu odpowiednio wcześnie, dzięki czemu mieszkańcy wyspy czują się bezpiecznie, mimo istniejącego ryzyka. W Grindaviku mieszka sporo Polaków, którzy są zatrudnieni na lotnisku w Keflaviku oraz w Blue Lagoon.
Z tego co słyszałam, na ten moment wszyscy mają zapewnione zastępcze mieszkania. W Reykjaviku i w całej Islandii są rozrzucone polskie rodziny. Czekamy dalej, co się wydarzy i czy będą mogli wrócić - mówi na antenie internetowego Radia RMF24 Aleksandra Stanik, pilotka i organizatorka wycieczek po Islandii.
Opracowanie: Wiktoria Krzyżak