Wioletta Smul, 23 letnia aktywistka Greenpeace, która wraz z 5 koleżankami wspięła się na biurowiec Shard w Londynie, jest już wolna. Kobieta nie usłyszała żadnych zarzutów. Musi jedynie zgłosić się za miesiąc na dalsze przesłuchanie przez policję.
Pozostałe kobiety, które razem z Polką brały udział w happeningu, są sukcesywnie zwalniane z aresztu. Wszystkie aktywistki zostały zatrzymane pod zarzutem wtargnięcia na teren prywatnego budynku. Zgodnie z brytyjskim prawem, mogą być przetrzymywane do 24 godzina bez postawienia im formalnych oskarżeń.
Działaczka Greenpeace Polska jako jedyna wspięła się na sam szczyt drapacza chmur, gdzie rozwinęła transparent: "Save the Arctic". Było ciężko, w pewnym momencie nawet bardzo. Nie sądziłyśmy, że wejście na Sharda zajmie tyle czasu - przyznała Smul po wyjściu na wolność. Początkowo na szczycie miał być rozwinięty także transparent pokazujący pejzaż Arktyki, ale ze względu na wiatr i zmęczenie kobiety zrezygnowały z tego pomysłu. To była jedyna racjonalna decyzja - podkreśliła Polka. Świat musi się dowiedzieć, jakie niebezpieczeństwo grozi Arktyce. Shell i Gazprom planują tam wydobycie ropy. W tych warunkach jest to niezmiernie trudne, a ryzyko wypadku - ogromne. Jeszcze raz apeluję do tych koncernów o wycofanie się z Arktyki - podsumowała.
Londyński Shard to najwyższy budynek w Unii Europejskiej. Ma 310 metrów wysokości. Kobiety wspinały się na niego 15 godzin. Na kaskach miały zamontowane kamery, dzięki którym ich wyczyn można było na bieżąco śledzić w internecie.