Trzej Polacy utknęli w jaskini Lamprechta w gminie St. Martin bei Lofer w Austrii. Od czwartku wieczór trwa tam akcja ratownicza. Jak dowiedział się nasz reporter Maciej Pałahicki - udało się nawiązać kontakt z odciętymi przez wodę Polakami. Jaskinia została zalana przez wodę z topniejącego śniegu, która odcięła speleologom drogę ewakuacji. "Trójka Polaków nie planowała dłuższego pobytu w jaskini, więc nie mają ze sobą dużych zapasów. Było to wejście o charakterze naukowym, bo jeden z członków ekipy bada osady jaskiń alpejskich" - powiedział w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Andrzej Ciszewski, wybitny polski grotołaz. Jego syn Michał jest jednym z uwięzionych w jaskini naukowców.

REKLAMA

Dziennikarzowi RMF FM Maciejowi Pałahickiemu udało się porozmawiać z Andrzejem Ciszewskim uznawanym za najwybitniejszego polskiego grotołaza, a zarazem za jednego z najlepszych na świecie w swojej dziedzinie. W 1998 roku ustanowił ówczesny rekord świata w głębokości eksploracji jaskiń: 1632 m właśnie w jaskini Lamprechtsofen w Alpach Salzburskich.

Andrzej Ciszewski jest na miejscu, a jednym z odciętych przez wodę grotołazów jest jego syn Michał. Jak poinformował dziennikarza RMF FM, przed godziną 18. udało się nawiązać kontakt z uwięzionymi Polakami.

Jeden z austriackich nurków jaskiniowych przepłynął na drugą stronę zalanego korytarza. Za pomocą specjalnego komunikatora przesłali sobie krótkie wiadomości, z których wynika, że Polacy są cali i zdrowi, ale nieco wychłodzeni.

Na razie nie wiadomo czy uda się ich dzisiaj wydostać z jaskini. Nurkowie mają dostarczyć im wyposażenie niezbędne do przetrwania w tych trudnych warunkach.

„Trójka Polaków nie planowała dłuższego pobytu w jaskini, nie mają ze sobą dużych zapasów”

Grotołaz w rozmowie z reporterem RMF FM zdradził, że pierwsi nurkowie dojechali na miejsce akcji ratowniczej już około godziny 10. O pomoc poproszono też nurków z Polski, którzy także są w drodze i w stan gotowości postawiono sekcje nurków jaskiniowych TOPR. Jeden z nich jest na obserwacji w jaskini. Został zainstalowany sprzęt do pomiaru tempa opadania wody. Ta woda powoli opada. W związku z tym została podjęta decyzja, że być może syfon się otworzy. Jeżeli nie, to wtedy kiedy woda zacznie rosnąć, nurkowie wkroczą do akcji - podkreślił.

Ciszewski dodał, że akcja ratunkowa może potrwać nawet kilka dni. To jest ogromny system jaskiniowy, jeden z największych na świecie.

Jak nam powiedział, trójka Polaków nie planowała dłuższego pobytu w jaskini, więc nie mają ze sobą dużych zapasów. Było to wejście o charakterze naukowym, bo jeden z członków ekipy bada osady jaskiń alpejskich.

Przybór wody był bardzo gwałtowny i niespodziewany. Bardzo szybko się ociepliło i woda błyskawicznie zapełniła korytarze jaskini.

Część ekipy, która została na zewnątrz, widząc co się dzieje, próbowała dotrzeć za syfon (obniżenie korytarza jaskini, które zapełnia się wodą - red.), by zostawić tam depozyt pozwalający na biwakowanie w jaskini, ale nie dotarła do tego miejsca i musiała szybko się wycofać, by nie zostać odciętym od otworu wejściowego.

Jak piszą austriackie media, nurkowie mogą zejść do jaskini jeszcze dziś po południu, żeby dostarczyć uwięzionym prowiant i materiały grzewcze. Sama akcja może potrwać nawet kilka dni.

Ciszewski podkreśla, że osoby, które utknęły w jaskini to "top of the top" grotołazów, więc nie ma powodu do większych obaw o nich. Zaznacza jednak, że w trakcie wieloletniej eksploracji tej jaskini przez Polaków zdarzyło się, że ekipa została w niej uwięziona przez wodę nawet na pięć dni.

Woda z topniejącego śniegu zalała wejście

Polacy, którzy utknęli w jaskini w czwartek wieczorem, to profesjonaliści, świetnie wyposażeni - podkreśla kierujący akcją ratowniczą Gernot Salzmann, z austriackich służb górskich. Co najmniej jeden z nich znał dobrze topografię jaskini.

Naukowcy weszli do jaskini, żeby zbadać i udokumentować jej strukturę tektoniczną.

Speleolodzy z Polski utknęli w jaskini po tym, jak spływająca do niej woda z topniejącego śniegu, zalała wejście.

"Woda gromadzi się w zagłębieniu, który można sobie wyobrazić jak syfon" - tłumaczy Salzmann. Jak dodaje, w tej chwili ratownicy mogą tylko liczyć na to, że woda się cofnie. Spodziewają się, że stanie się to dziś po południu. Wszystko zależy jednak od temperatury, która musiałaby spaść poniżej zera.

Jaskinia Lamprechta ma około 51 km długości, co czynią ją jednym z największych systemów jaskiń w Europie.

W 1993 roku speleolodzy z Polski odkryli kolejne wejście na wysokości 2178 m. To oznacza też, że jaskinia Lamprechta jest obecnie największą jaskinią przelotową na świecie.

Podobne incydenty zdarzały się już wcześniej

Podobne incydenty miały miejsce wielokrotnie w jaskini Lamprechta. Najczęściej zdarzały się w części udostępnianej turystycznie, która jest otwarta w miesiącach letnich.

W sierpniu 2016 roku po ulewnym deszczu siedem osób - w tym dwoje dzieci - zostało uwięzionych w jaskini po gwałtownym wzroście poziomu wody. Nie było bezpośredniego zagrożenia życia, ale turyści musieli poczekać w jaskini, dopóki woda nie opadnie.

W sierpniu 2013 roku 26 osób także utknęło pod ziemią na kilka godzin. Również wtedy nisko położone wejście zalał ulewny deszcz. Rodziny lub pojedyncze osoby, głównie z Niemiec - nie mogli wyjść i musieli czekać w jaskini, aż woda opadnie. Również w czerwcu 2002 r. strumień biegnący w jaskini zaczął gwałtownie się podnosić i kilku zwiedzających zostało uwięzionych przez wodę. 62-latek upadł i został ranny, próbując dotrzeć do wyjścia pomimo zalania ścieżki. Wieczorem wszyscy zwiedzający mogli bezpiecznie opuścić jaskinię.

Jaskinia Lamprecht - położona w gminie St. Martin w pobliżu Lofer - jest wyposażona w system wczesnego ostrzegania, który uruchamia alarm, jeśli poziom wody w jaskini stanie się niebezpiecznie wysoki. Odwiedzający mają wtedy zwykle wystarczająco dużo czasu, aby udać się do wyjścia z jaskini.