Zasypywany gradem bomb - reżim Talibów traci potencjał militarny, ale nie zamierza się poddawać. W ciągu minionej doby Amerykanie i Brytyjczycy ostrzelali rakietami samosterującymi lub też zbombardowali z samolotów Kabul, Dżalalabad, Kandahar, Herat i umocnienia Talibów w strefach walk z opozycyjnym Sojuszem Północnym.
Jak ujawnia dzisiejszy brytyjski dziennik „Daily Telegraph”, morale w armii Talibanu upadło tak bardzo, że na pierwszą linię frontu skierowano swoistą legię cudzoziemską - kilka tysięcy fanatyków islamskich z Pakistanu, Arabii Saudyjskiej, Jemenu, Sudanu i Czeczenii. Upadek reżimu w Kabulu oznacza dla nich śmierć, bo żaden inny kraj nie zechce udzielić im schronienia. Mimo, że siły Talibów są aż trzy razy liczniejsze od wojsk opozycji, to w wyniku nalotów i walk z sojuszem północnym armia Talibanu straciła już zdolność do kontrofensywy i może się już tylko bronić.
Nasz specjalny wysłannik Piotr Sadziński jest obecnie w pobliżu linii frontu, w miasteczku Dżabal-Saraz. To właśnie przez tą miejscowość jeszcze kilka lat temu przebiegała pierwsza linia frontu, do dziś wszystkie budynki reprezentacyjne miasta pozostają zniszczone. Wojownicy z Sojuszu Północnego mówią, że obecnie jest wojna, czas na odbudowę przyjdzie, kiedy ona się skończy. Nasz specjalny wysłannik, któremu jako jednemu z nielicznych udało się przeniknąć do Afganistanu, opowiada jak w pobliżu frontu wygląda sytuacja:
14:50