W Rosji przybywa oburzonych, którym obiecano pieniądze za udział w sobotnim, kilkudziesięciotysięcznym wiecu poparcia dla Władimira Putina, a potem nie zapłacono. Oficjalne skargi na zmuszanie do udziału w manifestacji złożyli nauczyciele 20 moskiewskich szkół. Im nie płacono, ale grożono konsekwencjami służbowymi.

REKLAMA
Zobacz również:

Oszukani czują się głównie ci, których wynajęto, a potem nie zapłacono im za przyjście na wiec, np. statyści - grupa "aktorów scen masowych" prowadzona przez Siergieja Morozowa. Wiem, że na tej tę demonstracji na uczestnika przeznaczono po półtora tysiąca rubli, ale ludziom pośrednicy wypłacali po 500. A i tak 160 moich ludzi nie dostało nic - mówi Morozow. Niezadowolonych nagrali działacze partii Demokratyczny Wybór. Partia władzy Jedna Rosja wszelkie tego typu oskarżenia nazywa prowokacją.

Do wzięcia udziału w manifestacji zmuszani byli nauczyciele moskiewskich szkół. Pedagogom, którzy nie stawiliby się na wiecu, groziła utrata premii. Jak donosi prasa, także w instytucjach finansowanych z budżetu ogłoszono, że co najmniej 5 procent zatrudnionych powinno pojawić się na wiecu poparcia dla Putina organizowanego na Pokłonnej Górze. Pracowników informowali o tym szefowie placówek. Grozili karami za ujawnianie tych informacji mediom.

W sobotę ulicami Moskwy przeszła także opozycyjna kontrmanifestacja. Według policji, w manifestacji wzięło udział 34 tys. osób, zdaniem organizatorów - 120 tysięcy. Jej uczestnicy apelowali do Rosjan, aby w marcowych wyborach prezydenckich nie oddali na Putina nawet jednego głosu. Podczas demonstracji jej organizatorzy rozpoczęli zbiórkę podpisów pod "umową społeczną", której zawarcie zaproponują rywalom Putina w wyborach prezydenckich.