Pakistańskie władze zażądały od Stanów Zjednoczonych, by w ciągu 15 dni ich personel opuścił bazę sił powietrznych w Pakistanie, która - jak podejrzewają - była wykorzystywana do prowadzenia operacji z udziałem samolotów bezzałogowych. Żądanie zostało sformułowane kilka godzin po przeprowadzeniu przez lotnictwo NATO ataku na pakistański posterunek, w którym mogło zginąć nawet 28 osób
Władze w Islamabadzie twierdzą, że z bazy lotniczej Shamsi, w prowincji Beludżystan w południowo-zachodnim Pakistanie, w przeszłości prowadzone były operacje dronów przeciwko talibom i bojownikom Al-Kaidy w plemiennych regionach Pakistanu.
Oświadczenie w sprawie ewakuacji bazy przesłano dziennikarzom po nadzwyczajnym posiedzeniu komisji obrony, pod przewodnictwem premiera Yusufa Razy Gilaniego. W posiedzeniu uczestniczyli ministrowie i najważniejsi pakistańscy dowódcy wojskowi.
Jak poinformowała kancelaria Gilaniego, gremium postanowiło, że rząd "całkowicie zweryfikuje swoje programy, a także porozumienia o współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, NATO i ISAF, w tym współpracę dyplomatyczną, wojskową i wywiadowczą".
Wcześniej NATO potwierdziło, że jego śmigłowce zaatakowały pakistański posterunek przy granicy z Afganistanem. W ataku mogło zginąć nawet 28 żołnierzy. Rzecznik Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa w Afganistanie generał Carsten Jacobson poinformował, że ISAF prowadzi śledztwo w sprawie tego "tragicznego incydentu".