Sąd w Mińsku skazał na 8 lat więzienia opozycyjnego dziennikarza Ramana Pratasiewicza. Opozycjonista został zatrzymany dwa lata temu, kiedy białoruski myśliwiec zmusił do lądowania w Mińsku samolot linii Ryanair. Dwaj inni redaktorzy kanału Nexta Sciapan Puciła i Jan Rudzik otrzymali zaocznie kary 20 i 19 lat więzienia.

REKLAMA

Proces redaktorów Nexty rozpoczął się przed sądem obwodowym w Mińsku 16 lutego. Fizycznie uczestniczył w nim tylko jeden z oskarżonych - Pratasiewicz. Dwaj pozostali przebywają poza Białorusią i byli sądzeni zaocznie, w ramach tzw. "postępowania nadzwyczajnego".

Władze oskarżyły całą trójkę o złamanie szeregu artykułów kodeksu karnego, w tym wzniecanie nienawiści, organizację protestów i działań naruszających porządek publiczny, wezwania do przejęcia władzy, utworzenie formacji ekstremistycznej, znieważenie Alaksandra Łukaszenki, itd. Pucile i Rudzikowi zarzucono m.in. także zmowę w celu nielegalnego przejęcia władzy, finansowanie działalności ekstremistycznej i dyskredytację Białorusi.

Porwanie samolotu i zatrzymania Pratasiewicza

27-letni Raman Pratasiewicz został zatrzymany 23 maja 2021 roku po tym, jak białoruski myśliwiec zmusił do lądowania w Mińsku samolot linii Ryanair z Aten do Wilna. Na jego pokładzie był opozycjonista i jego partnerka Sofia Sapiega.

Władze Białorusi poszukiwały go listem gończym, zarzucając mu m.in. "organizację zamieszek" i działań poważnie naruszających porządek publiczny. KGB umieściło go na liście osób "zaangażowanych w terroryzm", podobnie jak innych przedstawicieli opozycji.

Działania Białorusi potępiło wiele państw, w tym Polska, zarzucając władzom w Mińsku złamanie prawa międzynarodowego, piractwo, "terroryzm państwowy" i "porwanie samolotu".

Skrucha wmuszona biciem

Na początku czerwca 2021 roku Raman Pratasiewicz udzielił białoruskiej telewizji państwowej ONT głośnego wywiadu, w którym ze łzami w oczach wyraził skruchę i zapewnił, że współpracuje ze śledczymi.

Działalność opozycji przedstawił jako projekt sponsorowany przez zagraniczne służby, by osłabić Białoruś. Mówił m.in., że Polska i Litwa wspierają białoruską opozycję po to, by móc głośno krytykować Rosję i nie musieć przyjmować w ramach UE uchodźców z Bliskiego Wschodu.

Niezależni białoruscy dziennikarze, a także rodzina Ramana Pratasiewicza, odnieśli się do wywiadu z dużą rezerwą, choć on sam zapewniał, że na rozmowę zdecydował się bez przymusu. Podkreślano, że na ciele opozycjonisty widać ślady bicia.