Niemiecka scena polityczna charakteryzowała się największą stabilnością w Europie. Do niedawna, bo odkąd Olaf Scholz zdymisjonował ministra finansów Christiana Lindnera z koalicyjnej Wolnej Partii Demokratycznej, RFN stanęło w obliczu kryzysu rządowego. O powodach i skutkach rozpadu koalicji rządzącej u naszych zachodnich sąsiadów rozmawialiśmy w Radiu RMF24 z prof. Ireneuszem Karolewskim, z Uniwersytetu w Lipsku.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Niemiecka koalicja rządowa rozsypała się, a nasi sąsiedzi mają teraz rząd mniejszościowy. Kraj stoi więc w obliczu przedterminowych wyborów. Kanclerz Olaf Scholz zdymisjonował w środę ministra finansów Christiana Lindnera.
Kanclerz zapowiedział głosowanie nad wotum zaufania dla rządu w Bundestagu 15 stycznia. Prawdopodobnie wotum nie zostanie udzielone, a w takim przypadku prezydent federalny będzie musiał zdecydować, czy rozwiązać Bundestag i rozpisać nowe wybory. Do tego czasu SPD i Zieloni będą nadal rządzić w rządzie mniejszościowym.
Po decyzji kanclerza, dynamika na scenie politycznej znacznie wzrosła. Jak jednak uważa prof. Karolewski, rozpad koalicji nie jest wielkim zaskoczeniem dla obserwatorów.
Ta koalicja w gruncie rzeczy słabo funkcjonowała już przynajmniej od roku. Można powiedzieć, była w takim stałym kryzysie - mówi politolog, uzasadniając, że główne konflikty wewnątrz rządu dotyczyły kwestii finansów.
Rząd nie może zadłużać się bardziej, przewiduje to konstytucja, ponieważ nie istnieje już sytuacja nadzwyczajna, która panowała w okresie początku wojny w Ukrainie i wcześniej w pandemii. No i pojawił się problem dziury budżetowej, której teraz nie można załatać. A do tego nakłada się recesja gospodarcza i głęboki kryzys przemysłu samochodowego - mówił.
Na tle kłopotów z finansami publicznymi pojawiają się problemy z poparciem społecznym dla koalicyjnych partii. W sondażach traci SPD, tracą także Zieloni. Wolna Partia Demokratyczna, z której wywodzi się zdymisjonowany minister, staje się partią z poparciem poniżej 5 proc., natomiast drugą co do wielkości siłą staje się AfD.
Ekspert przypomina sarkastyczny komentarz jednego ze szwajcarskich dzienników, gdzie stwierdzono, że "w zasadzie jedyną rzeczą, co do której koalicja mogłaby się porozumieć, to legalizacja marihuany".
Jak zauważa Karolewski, za rozpad koalicji winą trzeba obarczyć przede wszystkim Olafa Scholza, który nie sprostał zadaniu utrzymania stabilnego rządu. "Tu Scholz poległ" - konkluduje ekspert.
Co do tego, że w RFN dojdzie do zmiany władzy, właściwie nie ma wątpliwości. Nie wiemy, jak będzie wyglądała układanka parlamentarna po przyspieszonych wyborach, ale jeżeli rządzić będzie Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU), jest szansa na zmianę w podejściu Niemiec do kwestii wsparcia dla Ukrainy.
Przynajmniej na poziomie retorycznym znajdziemy wielu posłów (CDU), którzy popierają większe zaangażowanie Niemiec (w kontekście wsparcia Ukrainy), większe wsparcie USA i NATO. Zmiana może polegać na tym, że Ukrainie dostarczane będą inne (niż dotychczas) systemy broni, w szczególności, że USA będą domagały się większego zaangażowania Europejczyków - wyjaśnia profesor.
Jego zdaniem, dotychczasowa polityka Niemiec i USA wobec Ukrainy była zbliżona i opierała się na przekonaniu, że Kijowowi należy dostarczać na tyle dużo broni, by mógł się przed Rosjanami bronić, ale nie na tyle dużo, by Rosję zdenerwować.
W nowej sytuacji politycznej Niemiec, taka polityka może się zmienić - uważa Karolewski.