Kolejna odsłona skandalu obyczajowego z agentami Secret Service w roli głównej. Ochroniarze Baracka Obamy przygotowujący jego wizytę w Kolumbii bawili się z prostytutkami w dużo większym gronie, niż do tej pory podejrzewano. Kompromitująca impreza w Cartagenie nie była ich jedynym spotkaniem z kolumbijskimi paniami do towarzystwa.
Specjalna komisja wyjaśniająca sprawę ustaliła, że oprócz najbliższej ochrony prezydenta i wojskowych panie do towarzystwa sprowadzili też oficerowie z agencji do walki z narkotykami. Ujawniono też, że impreza w Cartagenie nie była jednorazowymi incydentem. Amerykańscy oficerowie byli częstymi klientami kolumbijskich pań do towarzystwa. Korzystali z ich usług zawsze, gdy przyjeżdżali do Kolumbii w celach służbowych.
Agenci Secret Service, którzy przygotowywali wizytę Obamy w Cartagenie, bawili się w towarzystwie ponad 20 pań lekkich obyczajów. Najpierw imprezowali w lokalu, potem zaprosili kobiety do hotelu. Za godzinę prostytutki inkasowały 180 dolarów. Amerykańscy agenci - po wypiciu kilku głębszych - zdradzili paniom, kim są i po co przyjechali do Kolumbii.
Sprawa wyszła na jaw, kiedy szef hotelu zorientował się, że jedna z kobiet nie opuściła pokoju przed godziną 7 rano. Kiedy zapukał do drzwi, a agent nie otwierał, dyrektor zawiadomił policję, a następnie ambasadę USA. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, mieli słyszeć przez drzwi awanturującą się słabym angielskim kobietę, która żądała zapłaty za usługi seksualne.
Po ujawnieniu afery do Kolumbii poleciała specjalna grupa agentów, którzy przesłuchali prostytutki. Nie znaleźli dowodów na to, by kobiety zostały podstawione przez obcy wywiad, czego obawiał się Pentagon.
Po wyjściu na jaw skandalu w Secret Service wprowadzono nowe przepisy. W czasie zagranicznych wizyt agenci mają unikać alkoholu. Całkowity zakaz jego spożywania zaczyna obowiązywać już dziesięć godzin przed rozpoczęciem służby. Tajniacy nie mogą też sprowadzać do hotelu postronnych osób.