Prezydent USA Barack Obama przyznał, że są dowody na użycie w Syrii broni chemicznej, ale nie wiadomo jak, kiedy i kto jej użył. Zastrzegł, że USA "przemyślą różne opcje" dotyczące udziału w konflikcie po ustaleniu faktów, że to reżim użył sarinu.
Mamy dowody, że broń chemiczna była użyta w Syrii, a nie wiemy, jak, kiedy, kto jej użył - powiedział na konferencji prasowej Obama. A jeśli mam podjąć decyzję dotyczącą amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego o potencjalnych dodatkowych działaniach w odpowiedzi na użycie broni chemicznej, to muszę być pewny, że dysponuję faktami. Tego oczekują ode mnie Amerykanie - dodał.
Amerykański prezydent dodał, że zwrócił się do Pentagonu o przedstawienie szeregu opcji działania, gdyby okazało się, że broni chemicznej użył reżim prezydenta Baszara el-Asada. Zaznaczył, że w takiej sytuacji USA dokonają rewizji swojego stanowiska.
Obama podkreślił jednocześnie, że nie będzie podejmował żadnych pochopnych decyzji w reakcji na użycie broni chemicznej w Syrii.
"Bez posiadania twardych dowodów", wyjaśnił, jakiekolwiek działania niosą ze sobą ryzyko, że "Stanom Zjednoczonym nie uda się zmobilizować międzynarodowej społeczności, by poprzeć te działania". Sprzeciw mogą też wyrażać niektóre osoby w regionie, które sympatyzują z opozycją (syryjską). Dlatego ważne, byśmy działali bardzo ostrożnie - powiedział Obama.Prezydent wielokrotnie ostrzegał wcześniej, że jeśli reżim Asada użyje broni chemicznej, będzie to oznaczało "przekroczenie czerwonej linii" i "zmieni sytuację". Nie wyjaśnił jednak dokładnie, co rozumie przez "czerwoną linię", ani jak USA konkretnie zareagują na użycie broni chemicznej ze strony syryjskiego dyktatora.
Po doniesieniach w ubiegłym tygodniu o użyciu w Syrii paraliżującego sarinu, w USA nasiliły się głosy, zwłaszcza wśród niektórych Republikanów, by zwiększyć zaangażowanie USA w syryjskim konflikcie. Administracja Obamy przypomina jednak o doświadczeniach sprzed 10 lat, gdy do rozpoczęcia wojny w Iraku skłoniły błędne informacje wywiadu USA o rzekomym posiadaniu broni masowego rażenia przez reżim Saddama Husajna. Podczas wtorkowej konferencji prasowej amerykański prezydent zapowiedział też wznowienie wysiłków, by przekonać Kongres do zamknięcia więzienia Guantanamo w bazie wojskowej na Kubie, w którym przetrzymywane są osoby podejrzane o międzynarodowy terroryzm.Guantanamo nie jest niezbędne dla bezpieczeństwa USA, jest kosztowne, nieskuteczne, szkodzi nam (wizerunkowi USA - PAP) w kontekście międzynarodowych standardów i współpracy z sojusznikami w walce z terroryzmem, a także jest narzędziem rekrutacji dla ekstremistów. Musi być zamknięte - powiedział Obama. Obiecał, że teraz wróci do tej sprawy, ale nie sprecyzował jak i dokąd mieliby być wysłani więźniowie Guantanamo.
Obama już w 2009 roku, natychmiast po objęciu urzędu prezydenta obiecał, że otwarte za prezydentury George'a W. Busha i powszechnie potępione przez międzynarodową społeczność więzienie Guantanamo zostanie zamknięte. Jak dotąd to się jednak nie udało, a w ostatnim czasie o więzieniu znowu jest głośno z powodu nasilających się strajków głodowych więzionych.
Obama odniósł się też do trwającego śledztwa ws. zamachów bombowych w Bostonie sprzed dwóch tygodni. Stanął w obronie FBI, które jest krytykowane za niewystarczająco poważne potraktowanie informacji rosyjskiego wywiadu z 2011 roku o podejrzeniach, że starszy z braci Carnajewów, oskarżonych o zamachy, może być religijnym ekstremistą. FBI, jak podkreślił Obama, sprawdziło chłopaka, a nawet przeprowadziło z nim rozmowę, ale nie znalazło niczego podejrzanego.Sprawdzamy każdy krok, który był podjęty, by zobaczyć, czy można było coś zrobić, by wzmocnić nasze zdolności, by wykryć potencjalny atak. (...) Ale w oparciu o to, co wiem, FBI i Departament Bezpieczeństwa Narodowego wywiązały się z obowiązków. To są trudne sprawy - powiedział Obama.
Dodał, że poprosił swój zespół ds. walki z terroryzmem, by przeanalizował, co można więcej uczynić, by zmniejszyć w przyszłości ryzyko przeprowadzania ataków przez osoby, które nie muszą być związane z siatkami terrorystycznymi, ale dokonały tzw. samoradykalizacji.