"Na Białorusi nie ma już komu się sprzeciwiać, na sto procent po niedzielnych wyborach prezydenckich nie będzie żadnych protestów" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM szef Domu Białoruskiego w Warszawie Aleś Zarembiuk. W niedzielę u naszych wschodnich sąsiadów odbędzie się - jak mówią prozachodni działacze - pseudogłosowanie. "Białorusini siedzą i będą siedzieć cicho" - twierdzi Zarembiuk.
W niedzielę, 26 stycznia na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie.
Takiej atmosfery przed żadnymi z białoruskich pseudowyborów jeszcze jednak nie było. A wszystko dlatego - jak mówi szef Domu Białoruskiego, Aleś Zarembiuk - że Łukaszenka stłamsił w społeczeństwie każdy przejaw sprzeciwu.
W poprzednich latach represje po ogłoszeniu wyników różnych "plebiscytów" trwały krótko, potem następowała odwilż. Wszystko zmieniło się po 2020 roku, gdy po ogłoszeniu sfałszowanych wyników głosowania, tysiące ludzi wyszły na ulice.
Wtedy spotkały ich niebywałe represje, które nieprzerwanie trwają do dziś.
Trwa codzienna, na masową skalę akcja zastraszania i aresztowań każdej aktywnej osoby, która może choćby coś powiedzieć przeciwko reżimowi - dodaje Zarembiuk.
Nasilenie represji nastąpiło od grudnia, gdy doszło do krótkotrwałych - trzy-, pięcio-, czy siedmiodniowych aresztowań kilkudziesięciu tysięcy osób. Pod byle pretekstami wypisywano im też kary pieniężne w wysokości co najmniej równowartości tysiąca złotych.
To sygnał - drodzy Białorusini nie ważcie się nawet myśleć o jakimkolwiek proteście, czy manifestacji poglądów politycznych - mówił Zarembiuk.
To - według niego - sprawia, że ludzie popadli w marazm. Liczą na przeczekanie, jednak na razie na horyzoncie nie widzą żadnej nadziei.
Jednym z powodów jest wojna w Ukrainie i silna pozycja Putina w Rosji, któremu zależy też, by na Białorusi kontynuował dyktaturę Łukaszenka.
Represje sprawiają też, że ludzie zmieniają swój styl życia. Między innymi ograniczają kontakty z bliskim, którzy uciekli z Białorusi za granicę.
Mają świadomość, że te osoby traktowane są przez reżim jako wrogowie państwa. Kontaktowanie się z nimi może prowadzić do szykan.
Jak twierdzi Zarembiuk, mogą to być problemy w pracy, ale także odpowiedzialność karna. Podobnie jeśli chodzi o kontakty z cudzoziemcami, głównie z państw uznanych za nieprzyjazne Białorusi.
W związku z tym Białorusini rezygnują z używania aplikacji i komunikatorów, które odinstalowują ze swych telefonów. A to dlatego, że podczas zatrzymania funkcjonariusze milicji i służb specjalnych w pierwszej kolejności przeglądają telefon.
Samo wykrycie takich aplikacji już może być powodem do nakładania różnych kar. Podobnie z instalowaniem VPN, który pozwala wejść na niezależne strony internetowe.
Jak mówił Aleś Zarembiuk - "jeśli ktoś chce uzyskać informacje z niezależnych źródeł w internecie, instaluje VPN, instaluje odpowiednie aplikacje, a po zapoznaniu się z treściami na tych portalach, aplikacje są usuwane, podobnie jak VPN".
Ostatnio białoruskie służby podjęły zmasowaną akcję kontroli telefonów i tabletów osób, które na przejściach granicznych czekały na wyjazd z kraju.