Mateusz Morawiecki skrytykował Parlament Europejski i stanął w obronie Węgier. Chodzi o przyjętą dziś przez PE rezolucję wzywającą do odebrania Węgrom przewodnictwa w Radzie Unii. "To złamanie reguł europejskich w ich najważniejszej odsłonie" - powiedział premier.
Parlament Europejski przegłosował rezolucję, która kwestionuje między innymi zdolność Węgier do sprawowania rotacyjnej prezydencji w UE. Uznano, że Budapeszt łamie podstawowe zasady praworządności i podstawowe wartości kluczowe dla Wspólnoty. Bruksela chce w ten sposób wywierać presję na Węgry.
Na szczycie Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Mołdawii premier Mateusz Morawiecki stanął w obronie Węgier, odnosząc się do rezolucji PE.
Wierzę, że jest to tylko pohukiwanie ze strony Parlamentu Europejskiego, ponieważ jest to jawne złamanie reguł europejskich w ich najważniejszej odsłonie, czyli reguł traktatowych. Traktatów, które decydują o tym jak wygląda UE. Niszczenie w ten sposób całego sposobu zarządzania UE jest nie tylko drogą donikąd, ale jest drogą w przepaść - stwierdził szef polskiego rządu.
Uważam, podobnie jak mówiłem w Heidelbergu, że jeżeli będzie próba gwałtu na poszczególnych członkach UE, jeżeli będzie próba zmuszenia krajów UE do kwalifikowanej większości w procesie decyzyjnym, do tzw. federalizacji czyli de facto do centralizacji procesu decyzyjnego, procesu biurokratycznego, to będzie to droga w bardzo, bardzo złym kierunku, droga prowadząca na manowce - dodał Morawiecki.
Jego zdaniem "na razie tego typu głos ze strony PE jeszcze o niczym nie przesądza". Zastrzegł jednocześnie, że "Polska będzie bardzo jednoznacznie nie tylko wskazywała pozaprawność, bezprawność, na łamanie praworządności przez PE w tym zakresie".
Także na to, że szerszy kontekst społeczny, geopolityczny i polityczny powoduje, że powinniśmy pracować w kierunku zrozumienia różnic pomiędzy państwami członkowskimi, a nie w kierunku obcinania głów i członków tym, którzy przeciwstawiają się tej polityce urawniłowki ze strony niektórych instytucji i osób w Brukseli - podkreślił Morawiecki.
Węgry mają objąć rotacyjne przewodnictwo w Radzie UE w 2024 roku. Utrata prezydencji jest mało prawdopodobna, bo kolejność krajów przewodniczących została ustalona do 2030 roku decyzją Rady, czyli krajów członkowskich Unii, na którą Parlament Europejski nie ma bezpośredniego przełożenia. Jednak Parlament może wywierać presję.
W rezolucji eurodeputowani grożą, że jeśli Rada nie zacznie działać w sprawie Węgier, to PE podejmie "odpowiednie środki". Nieoficjalnie mówi się, że Parlament może hamować procesy legislacyjne w czasie węgierskiej prezydencji, skazując ją tym samym na porażkę.
W dokumencie nie wymienia się na razie Polski i możliwości odebrania nam przewodnictwa, które mamy objąć w styczniu 2025 roku, ale - jak donosi dziennikarka RMF FM - eurodeputowani o tym mówią.
"Parlament Europejski jest poważnie zaniepokojony dalszym pogorszeniem się sytuacji w zakresie praworządności i praw podstawowych na Węgrzech" - czytamy w rezolucji.
Autorzy, reprezentujący pięć frakcji - Europejską Partię Ludową (EPL), socjaldemokratów (S&D), liberalną Renew, Zielonych i skrajną lewicę GUE/NGL - zwracają uwagę na nieprzejrzyste ich zdaniem stanowienie prawa przez Budapeszt, "podważanie praw osób LGBTIQ+ i wolności słowa" oraz stwarzanie zagrożenia dla wolności badań akademickich.
W związku z tym Parlament "kwestionuje, w jaki sposób Węgry będą w stanie wiarygodnie wypełnić to zadanie sprawowania prezydencji w Radzie w 2024 r., biorąc pod uwagę nieprzestrzeganie prawa UE i wartości zapisanych w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej, a także zasad lojalnej współpracy".
PE zwraca się zatem do Rady "o jak najszybsze znalezienie odpowiedniego rozwiązania.
Za przyjęciem rezolucji głosowało 442 posłów, przeciwko - 144, 33 wstrzymało się od głosu.