Obradujący w Brukseli ministrowie obrony państw NATO potwierdzili decyzje o wzmocnieniu wschodniej flanki Sojuszu i rozmieszczeniu czterech batalionów w Polsce i krajach bałtyckich - poinformował sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.
Zdecydowaliśmy o wzmocnieniu naszej wysuniętej obrony we wschodniej części Sojuszu - powiedział Stoltenberg na konferencji prasowej po pierwszym dniu obrad ministrów obrony. Dodał, że cztery bataliony, które trafią do krajów bałtyckich i do Polski, będą "mocne" i "wielonarodowe".
Według Stoltenberga już we wtorek kilka państw Sojuszu zapowiedziało udział w tych działaniach. Ostateczne decyzje, w tym państwa dowodzące poszczególnymi batalionami, zostaną ogłoszone na lipcowym szczycie NATO w Warszawie - zapowiedział sekretarz generalny Sojuszu.
Polski minister obrony Antoni Macierewicz podkreślił, że bataliony będą miały charakter bojowy, a nie ćwiczebny. Zdaniem szefa MON jest to "przełom w historii NATO". W istocie do tego momentu nasza obecność miała charakter jednak trochę papierowy - powiedział Macierewicz. Faktyczne, realne bezpieczeństwo Polski uległo zasadniczej zmianie - dodał. Jednocześnie ocenił, że decyzja NATO jest na "poziomie minimalnym", jeśli wziąć pod uwagę stopień zagrożenia ze strony Rosji, która - jak mówił - chce zmienić obecną architekturę bezpieczeństwa europejskiego.
Przebieg wydarzeń od sierpnia 2009 r. doskonale wszyscy znają. Na drodze od tragedii do tragedii, od katastrofy do zagrożenia bezpieczeństwa całej Europy, jest też śmierć polskich prezydentów i wszystkich dowódców polskiej armii. W związku z tym byliśmy uprzedzani w sposób naprawdę bardzo dramatyczny, tylko wielu nie chciało tego widzieć. Przypominam tę kwestię, żeby powiedzieć jasno: to jest pierwszy krok, jeżeli chodzi o siły niezbędne, żeby skutecznie powstrzymać Rosję. Mamy tego pełną świadomość, ale to jest krok, który NATO uznało za możliwy dla skutecznego odstraszenia i powstrzymania wtedy, gdyby była próba agresji, na tak długo, zanim nie dotrą pozostałe siły - powiedział szef MON. Jak dodał, sojusznicze bataliony swoim potencjałem do powstrzymywania ewentualnej agresji rosyjskiej tak długo, dopóki nie dojdą niezbędne posiłki, mają skutecznie odstraszać przed próbą podjęcia ataku. Mają bowiem uświadamiać, że taki atak przerodziłby się w wojnę, którą Rosja musiałaby przegrać. Macierewicz potwierdził, że batalion w Polsce miałby osiągnąć zdolność do działania na początku 2017 r.
Decyzja ministrów obrony dotyczy batalionowych grup bojowych, czyli wzmocnionych i zdolnych do samodzielnego działania batalionów, liczących ok. tysiąca żołnierzy. Jak wyjaśnił szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Gocuł, chodzi o formacje o wysokiej zdolności i gotowości bojowej, wyszkolone na odpowiednim poziomie, odpowiednio wyposażone i dowodzone, a także zdolne do szybkiego przerzutu i manewru, przy czym istotną rolę mają odgrywać państwa goszczące.
Macierewicz zapewnił, że wszystkie batalionowe grupy bojowe mają państwa ramowe, czyli odpowiedzialne za zebranie sił i dowodzenie nimi. Do tej pory do roli państwa ramowego zgłosiły się USA, Wielka Brytania i Niemcy; media w niepotwierdzonych doniesieniach wymieniają także Kanadę.
Minister przypomniał, że bataliony to tylko część sił, które znajdą się w Polsce, bo USA zadeklarowały wysłanie do naszego regionu ciężkiej brygady. Jak powiedział Macierewicz, jej "centrum będzie się znajdowało w Polsce".
Macierewicz powiedział, że we wtorek zdecydowano też, że w Polsce powstanie sojusznicze dowództwo na szczeblu dywizji. Będzie to element pośredni w łańcuchu dowodzenia pomiędzy Wielonarodowym Korpusem Północ-Wschód w Szczecinie a jednostkami rozmieszczonymi w Polsce i sąsiednich państwach. Międzynarodowe dowództwo dywizji ma być zdolne do dowodzenia pięcioma brygadami i jednostkami wsparcia w czasie pokoju i ewentualnego kryzysu. W razie wojny dowodzeniem zajęłyby się dowództwa wyższego szczebla.
W Sojuszu wciąż trwa natomiast dyskusja w sprawie rozmieszczenia na wschodniej flance elementów rozpoznania i wywiadu oraz finansowania logistyki.
(mal/mn)