Wielkanoc to w Meksyku najbardziej radosny okres w roku. Od czwartku do poniedziałkowego wieczoru z przerwą na Wielki Piątek ludzie bawią się na ulicach, tańczą, jedzą wspólne posiłki. Tam na święta Wielkiej Nocy rzeczywiście czeka się cały rok.
Ostatnia Wieczerza, Droga Krzyżowa, palenie Judasza to obrzędy, w których w meksykańskiej prowincji Pachuca de Soto biorą udział całe wsie i miasteczka. Jak przekonał się nasz korespondent, ludzie przygotowują się do nich całymi miesiącami.
Przez cały rok pracuję bez przerwy, żeby teraz mieć miesiąc urlopu i pomóc wszystko zorganizować - mówi jeden z mieszkańców Pachuca de Soto. Przyznaje jednak, że święta oznaczają dla nich wiele wyrzeczeń – pieniądze na kostiumy trzeba odkładać bardzo długo.
To tradycja, mój brat też grał Jezusa, cała rodzina pomaga. Robimy to dla Chrystusa - mówi Romario, wcielający się w postać Jezusa. Droga Krzyżowa w Pachuca de Soto gromadzi tysiące wiernych. Przyjeżdżają także turyści, by zobaczyć prawdziwe zmaganie z cierpieniem; tutaj ciosy i razy pejczem nie są udawane…
Jest ciężko, ale to najważniejszy moment w roku. Każdy katolik musi tu być - mówią uczestnicy. Cierpienie trzeba poczuć. To ogromne przeżycie - dodają.
Niestety zdarza się, że Droga Krzyżowa wymyka się spod kontroli; rzymianie biją zbyt zapamiętale, ludzie wpadają w histerię, tracą przytomność. W tym roku wcielający się w Chrystusa Romario prosto z krzyża trafił na nosze i do szpitala. Mimo to nikt z Pachuca de Soto bez takiej Drogi Krzyżowej nie wyobraża sobie świąt.
Wielki Piątek to jedyny dzień, kiedy mieszkańcy tej ubogiej meksykańskiej prowincji, nie świętują, nie bawią się na ulicach, nie tańczą. Bo Wielkanoc w Meksyku to przede wszystkim wielka zabawa, czas radości.
Świętujemy z sąsiadami i z obcymi ludźmi. Jest naprawdę wesoło - opowiadają korespondentowi RMF mieszkańcy. I choć dla bardzo ubogiej prowincji oznacza to duże wyrzeczenia, to jak przekonał się Jan Mikruta, nawet dla obcych każde drzwi są tutaj otwarte.