​Europosłowie rządzącej na Węgrzech konserwatywnej partii Fidesz podejrzewają, że w Parlamencie Europejskim zostanie zastosowany trik podczas głosowania nad rezolucją w sprawie Węgier - pisze w piątek prorządowy dziennik węgierski "Magyar Idoek". "Jak powiedział (europoseł Europejskiej Partii Ludowej z ramienia Fideszu) Tamas Deutsch, zaczęły się machinacje, w których chodzi o to, czy podczas głosowania nad rezolucją trzeba wliczać głosy wstrzymujące się" - czytamy w dzienniku. Gazeta pisze, że zdaniem Deutscha traktat podstawowy UE stanowi, iż głosy wstrzymujące się należy wliczać przy głosowaniu.

REKLAMA

W środę w PE odbędzie głosowanie nad projektem rezolucji wzywającej kraje członkowskie do uruchomienia art. 7 traktatu unijnego wobec Węgier. Autorzy dokumentu argumentują, że na Węgrzech łamana jest praworządność.

"Magyar Idoek" cytuje też inną europosłankę Fideszu, Kingę Gal, która powiedziała kilka dni temu: To śmiechu warte, że nas pociąga się do odpowiedzialności w sprawie praworządności, a tymczasem samemu próbuje się obejść unijne przepisy.

Według eksperta z Uniwersytetu Korwina w Budapeszcie Zoltana Galika, cytowanego w "Magyar Idoek", "naprawdę ciekawa sytuacja powstanie po głosowaniu, gdy procedury wobec Węgier i Polski wkroczą w tę samą fazę".

Rada Europejska ma najpierw większością 4/5 głosów zdecydować, czy rzeczywiście utrzymują się powody (wszczęcia procedury), a potem w procesie wymierzania kary będzie potrzebna jednomyślność, przy czym państwo, którego sprawa dotyczy, nie może głosować. Nie wiadomo, czy z uwagi na stosunki polsko-węgierskie nie zostanie podjęta próba wykluczenia z głosowania obu państw na raz; ta sprawa może łatwo trafić przed europejski Trybunał - ocenił Galik.

Do przyjęcia dokumentu przez PE jest potrzebne poparcie 2/3 europosłów, ale jednocześnie głosów nie może być mniej niż 376, czyli ponad połowa pełnego składu izby. Rezolucja nie zostanie przyjęta, jeśli uzyska poparcie 2/3 przy jednoczesnym braku 376 głosów.

Te z pozoru techniczne kwestie mogą mieć duże znaczenie, bo wynik głosowania jest bardzo niepewny. Część posłów Europejskiej Partii Ludowej, do której należy rządzący na Węgrzech Fidesz, może głosować przeciw uruchomieniu procedury. Tymczasem, by zainicjować art. 7, potrzeba poparcia 2/3 europosłów.

Kierownictwo PE nie rozstrzygnęło, czy będzie jedno czy dwa głosowania w sprawie Węgier - jedno nad rezolucją, a drugie nad uruchomieniem art 7. O tym, jaki będzie tryb, mają decydować służby prawne PE. Do rozstrzygnięcia zostaje też, czy dopuszczona będzie możliwość alternatywnych projektów rezolucji (Węgrzy chcieliby złożyć swój tekst) i czy przy obliczaniu większości brane będą pod uwagę głosy wstrzymujące się.

Źródła PAP w Brukseli informowały, że prawnicy PE mają zająć się sprawą głosów wstrzymujących się, a decyzja ma być podjęta w przyszłym tygodniu.

Kwestia sposobu traktowania głosów wstrzymujących się miała znaczenie przy głosowaniu w sprawie europosła PiS Ryszarda Czarneckiego w lutym. Został on wtedy pozbawiony stanowiska wiceprzewodniczącego PE efekcie sporu z eurodeputowaną PO Różą Thun, której wypowiedzi porównał do zachowania szmalcowników.

Większość w PE uznała to za przekroczenie granicy. Wstrzymujące się głosy nie były brane pod uwagę do obliczenia potrzebnej do odwołania większości dwóch trzecich. Gdyby były uwzględniane, polityk PiS zachowałby stanowisko - zabrakłoby kilku głosów za jego odwołaniem.

(ph)